~ Harry’s P.O.V ~
Noc ta miała być nadzwyczajnie spokojna, mimo wydarzeń,
które miały miejsce kilka godzin wcześniej.
Znowu nie dopilnowałem Dexie… A jej ponownie stała się
krzywda. Jak mogłem pozwolić na to, aby ten parszywy chuj ją postrzelił? Ona
jest taka delikatna, jak płatek róży… Widok, jak cierpiała, sprawiał mi… ból,
tak. Patrzenie na to, jak krwawiła, jak płakała… To było dla mnie za wiele…
Byłem twardzielem, ale widok płaczącej kobiety mnie dobijał.
Obudziłem się niespodziewanie, gdy od niechcenia
przejechałam po kołdrze ręką, dokładnie w tym samym miejscu, gdzie powinna być
Dexie.
A jej nie było.
Całkowicie rozbudzony otworzyłem oczy i podniosłem się do
pozycji siedzącej, rozglądając po pokoju. Dexie nigdzie nie było, nawet na
balkonie, gdzie miała w zwyczaju siedzieć, gdy dopadał ją brak snu.
I właśnie w tym samym momencie, co miałem ją zawołać, z dołu
rozległ się głośny wrzask, przez co zalał mnie zimny pot. Poderwałem się z
łóżka i zbiegłem na parter, niemal pokonując schody w dwóch susłach i stanąłem
przed dziewczyną, która była przyciśnięta do ściany i spazmatycznie płakała.
A to wszystko przez leżącego, nieżywego Joshuę z
poderżniętym gardłem. Na czole miał napisane czarnym markerem niespodzianka.
- Co się tu dzieje… O kurwa mać! – do nas dołączył również
Harry z Liam’em, a kilka minut później zbiegli się do nas również pozostali.
- Dexie, chodź tu do mnie – powiedziałem surowo, wystawiając
w jej stronę rękę. Chwyciła ją bez wahania i od razu wtuliła się w mój tors,
płacząc jak bóbr. – Cii… Spokojnie, kochanie… - pogłaskałem ją po głowie jedną
dłonią, a drugą miałem na jej dolnej partii pleców. – Nie płacz już… Cii…
- Onn, nnie żyjee… - wychlipała w moje ramię, zalewając je
łzami.
- Wiem – westchnąłem, kątem oka patrząc na martwe zwłoki
Joshuy. – Chłopacy, zajmijcie się nim.
- Co z nim zrobicie? – zapytała mnie Dexie, patrząc z
zapłakanymi oczami na mnie.
- Coś wymyślimy, spokojnie – odparłem cicho, wycierając jej
buzię ze słonego płynu.
- Nikt go nie znajdzie?
- Nikt, obiecuję Ci to – rzekłem, ponownie oplątując ją
ramionami, a gdy próbowała się obejrzeć za siebie, powstrzymałem ją. – Nie
patrz na to. Nie chcesz tego, skarbie.
- Pójdziesz ze mną do pokoju? Nie chcę tam być sama –
zapytała mnie drżącym głosem, wbijając swoje palce w moje plecy.
- Nie zostawię Cię – wziąłem ją na ręce i szybko przeniosłem
ją do pokoju, kładąc ją na łóżku.
- Boże, Harry… ktoś go zabił! – krzyknęłam, chowając swoją
twarz w dłoniach. – Proszę, powiedz, że to nie jest prawdą… Że tego nie
widziałam… Powiedz, że Joshua żyje i ma się dobrze… Że jest w Cheshire…
- Dexie… - brakowało mi słów. To musiał być dla niej ogromny
cios widzieć swojego ex z poderżniętym gardłem. Skurwysyna nienawidziłem, ale…
nie chciałem by tak kończył. Przynajmniej na razie.
- Harry… To wszystko jest takie… nierealne… Chryste… -
zadławiła się swoimi łzami, ponownie wybuchając płaczem.
- Nie… Tylko nie płacz, proszę Cię… - przytuliłem ją do
siebie, sadzając na kolanach, a ta wtuliła się we mnie jak małe, bezbronne
dziecko. – Nie płacz…
- Oni nas znaleźli, Harry. Ludzie Blaise’a nas znaleźli… -
szepnęła niezrozumiale, ja lecz usłyszałem jej każde słowo.
I ona miała rację. Kto normalny podrzuciłby ciało Joshuy pod
nasze drzwi?
Blaise nas znalazł. Kurwa mać!
***
- Jak się czuje Dexie? – zapytała mnie Perrie, która
siedziała obok Zayn’a w salonie, również będąc lekko wstrząśniętą po tym… jaką
niespodziankę dostaliśmy od Blaise’a i jego ludzi.
- W końcu zasnęła… Trochę to trwało, ale udało mi się ją
uspokoić na tyle, aby normalnie usnęła – odparłem, ziewając i opierając się
jednocześnie o framugę drzwi. – Ja zresztą też zaraz pójdę do niej i nie
zostawię jej samej. To musiał być dla niej szok…
- Też bym się załamała, gdybym zobaczyła swojego ex lub na
przykład Zayn’a z poderżniętym gardłem… Zaopiekuj się nią, dobrze? Nie chcę,
aby ponownie cierpiała przez to całe cholerstwo, które się tu dzieje –
powiedziała Perrie, wtulając się w swojego chłopaka.
- Wiem co mam robić – burknąłem. – A my jutro rano
wywieziemy ciało Joshuy do lasu i… spalimy go lub wrzucimy do bagna. To jedyne
rozwiązanie. Zajmie nam to może z godzinę lub dwie, więc trzeba zadzwonić po
Dwayne’a i Harley’a i się zajmą dziewczynami.
- A nie lepiej teraz go wywieźć? Nie mam zamiaru wąchać
zapachu trupa przez całą noc – powiedziała z obrzydzeniem Eleanor, marszcząc
czoło.
- No dobra… To zaraz wszystko załatwię…
- Harry? Może któryś z was zostanie z nami? – odezwała się
Sophia szeptem.
- Niby dlaczego? Chyba od pilnowania są wasi ochroniarze,
tak?
- Ale oni po prostu… są dla mnie podejrzani. Są zbyt
tajemniczy.
- Tacy są ochroniarze, Soph. To jest ich praca i za to im
płacimy.
- Ale oni są aż przesadnie tajemniczy i to widać, Harry! Zatrudniłeś
jakiś oszustów, taka jest prawda! – krzyknęła Perrie znienacka, podnosząc się z
kanapy. Sam Zayn był zdziwiony jej zachowaniem, bo zazwyczaj była potulna jak
aniołek i zawsze się go słuchała. – Jeśli są takimi profesjonalistami, to wiesz
przynajmniej gdzie oni teraz są? Co? Huh?
- Pilnują innych klientów. Przecież nie są oni tylko na
nasze żądania – odparłem, podniesionym głosem.
- Ochroniarze są prywatni, debilu – prychnęła, po czym
dodała. – Dałabym sobie ręce uciąć, że to oni załatwili ex Dexie i podrzucili
ciało na nasze schody.
- Przestań pieprzyć farmazony, Perrie. Dwayn’a i Harley’a
znam od lat i wiem, że mogę im zaufać. Chłopacy zresztą uważają tak samo jak
ja, a wy nie macie nic do gadania, jasne?
- Ja mam przestać, Harry? Pierdolisz jak potłuczony i tego
nie widzisz! Ja z nimi nie zostanę, wolę już mieszkać kurwa w stodole, niż
siedzieć z nimi w jednym, zasranym pokoju.
- Ja też – przyłączyła się do niej Soph, stając obok Perrie.
- I ja – dołączyła się również Eleanor. – Dexie pewnie też.
- Zachowujecie się jak dzieci – westchnąłem zrezygnowany. –
Zayn, zostaniesz z nimi?
- Stary…. Lepiej by było, gdybyś ty jednak się nimi zajął.
Masz Dexie na wykończeniu, ona Cię teraz potrzebuje… Pojadę z chłopakami i
wszystkim się zajmiemy.
- Taak… Masz rację – powiedziałem po chwili zastanowienia.
Przecież nie mogłem zostawić samej Dexie w takiej sytuacji. Byłbym dupkiem,
gdyby po obudzeniu się mnie nie zastała. Miałbym potem ogromne wyrzuty
sumienia. – Idę do niej… A wy macie być grzeczne, jasne? – zapytałem dziewczyn,
patrząc na nich z podniesionymi brwiami.
- Tak jest, szefie – parsknęła Sophia i położyła się na
kolanach Liam’a.
- Mam nadzieję – odparłem, po czym poszedłem na górę,
wchodząc do mojej i Dexie sypialni. Dziewczyna jak na moje nieszczęście
obudziła się i siedziała na środku łóżka zwinięta w kłębek i bujała się na
boki. Podbiegłem do niej i próbowałem ocucić z tego stanu. – Dexie, kochanie?
Wszystko w porządku? Potrzebujesz czegoś?
- Nnie… opuszczaj mnie – powiedziała drżącym głosem.
- Nigdy. Nigdy Cię nie zostawię – mruknąłem, siadając obok
niej i pozwolić się jej we mnie wtulić. Cała się trzęsła, a z pomiędzy jej oczy
wypływały łzy. – Proszę… Nie płacz… Nie lubię gdy to robisz. Sam mam ochotę się
rozpłakać.
- Taki twardziel jak ty? – zapytała cicho.
- Nawet ja mam uczucia, ale nikomu nie mów. To tajemnica –
Dexie zaśmiała się pod nosem, ale to był smutny śmiech, a nie taki wesoły,
który uwielbiałem.
- Nie wiedziałam, że tak współczujesz ludziom, wiesz? Tym
bardziej mi.
- Wszystko się zmieniło, Dexie. Miałem się o Ciebie
troszczyć, pamiętasz? – Dexie pokiwała delikatnie głową. – No właśnie. Teraz
właśnie dotrzymuję tej umowy i staram się, abyś czuła się komfortowo w moim
towarzystwie.
- Wcześniej Cię to nie obchodziło.
- Powiedziałem Ci już, że to było wcześniej – westchnąłem,
podnosząc jej głową i spojrzałem w jej piękne, brązowe zapłakane oczy, które
błyszczały ogromnym smutkiem. – To było wcześniej, a teraz to teraz. Popełniłem
sporo błędów, ale staram się je naprawić.
- I póki co, wychodzi Ci to – uśmiechnęła się lekko, ale
szczerze i przygryzła dolną wargę.
- Nie gryź swojej wargi, bo wtedy mam ochotę ja to robić –
mruknąłem głębokim głosem, kładąc dłoń na jej gołym udzie, gdyż była w tylko w
krótkich, dresowych spodenkach i czarnym podkoszulku. W takim stroju, nie powiem,
kusiła. I to nawet bardzo, lecz nie mogłem jej do niczego zmuszać, dopóki sama
nie pozwoliłaby mi zrobić kolejnego kroku na przód.
- To czemu… tego nie zrobisz? – spytała, przybliżając się do
mnie, lekko pochylając się do przodu. Jej twarz znajdowała się zaledwie kilka
centymetrów od mojej i naprawdę : miałem ochotę ją porządnie wycałować i
przelecieć.
- Chcesz tego? Teraz?
- Szczególnie teraz, Harry. Chcę o wszystkim zapomnieć i Cię
poczuć… - przerwałem dziewczynie pocałunkiem, który trwał dobrą minutę dopóki
się od siebie nie oderwaliśmy.
- Kontynuujemy? – uśmiechnęła się szeroko, wchodząc na moje
kolana.
- Zawsze – warknąłem gardłowo, przykrywając jej usta swoimi
i zabrałem ją w świat, gdzie kochała być.
Czy ja dobrze robiłem? Czy traktowanie Dexie w taki sposób
było w moim stylu? Każdy zna mnie jako Harrego Styles’a – miejscowego
kobieciarza z niezliczoną liczbą zaliczonych kobiet. Byłem kiedyś maszyną do
seksu : uprawiałem seks z młodymi, starszymi ode mnie, z prostytutkami i z
pierwszymi lepszymi dziewczynami, które spotykałem na ulicy po imprezach. Żadna
nie mogła mi się oprzeć, niektóre same prosiły, aby ją przelecieć. Wiedziałem,
że to brak szacunku dla nich, ale byłem głupi robiąc to wtedy. Dexie mnie zmieniła.
Nie byłem już ten sam, przynajmniej w pewnej części. Wiem jednak, że ona
chciała dobrze, jako jedyna ze wszystkich poznanych mi wcześniej dziewczyn. Ona
była inna. Była wyjątkowym skarbem, który zesłał mi los, abym chyba już nigdy
nie upadł tak nisko jak dawniej. Przede wszystkim patrzyłem na nią w inny
sposób, niż ja na całą resztę. Zależało mi na niej, w jej towarzystwie czułem
się rozluźniony i prawdziwy, a nie sztuczny, kim niestety musiałem być na co
dzień, podczas mojej pracy w gangu. Ona dokonała… cudu.
Czy ja coś czułem do Dexie Bermont – dziewczyny, którą
uratowałem któregoś wieczora na ulicy przed gwałcicielem?
Czy ja ją… kochałem w swój pewien, pokręcony sposób?
Kochać… To było
to.
****************************************
Oto nowy rozdział! Co wy na to? Czyżby nasz bad boy Harry się zakochał? :D Czy wam to nie wydaje się wszystko... słodkie? <3
20 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!!! :* <3
Komentujcie <3
Hazza__69
Cudowny jak zawsze :D czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńŚwietny <3
OdpowiedzUsuńRozdział cudny *.*
OdpowiedzUsuńA Hazza.. mhmm <3
Omomo.. <3 Kocham czekam na kolejny. *o* !
OdpowiedzUsuńŚWIETNY OMOMOM <3 *o*
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział :3 Tak awww <333 Czekam na nexta ;) ~Kamila Malawska :3
OdpowiedzUsuńSuper <3 Czekam na kolejny <3 *o*
OdpowiedzUsuńAwww jeju kocham! <333
OdpowiedzUsuńCudo *.*
OdpowiedzUsuń*.* Cudny :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
nadzieja-jestzawsze.blogspot.com
Mam nadzieję,że nasz bad boy się zmieni. BOSKI,CUDOWNY...co jeszcze mogę dodać. Zawsze powtarzam to samo,więc....
OdpowiedzUsuńNIECIERPLIWIR CZEKAM NA NEXTA:*
ale słodkooo *u*
OdpowiedzUsuńsupcio <333
czekam na NN !
ON SIĘ ZAKOCHAŁ!!! ueueueue ^^
Zajebisty :*** ^^
OdpowiedzUsuńOMG <3 Rzygam tęczą hahah świetny rozdział :* Ja nadal myślę że Hazza się do końca nie zmienił i że niebawem pokaże znów swe prawdziwe oblicze :) Szybko next plis ;*
OdpowiedzUsuńextra *o*
OdpowiedzUsuńKocham... :) Super rozdział, czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńSuper, ale coś mi się wydaje że ten Harry z przed kilku miesięcy jeszcze powróci, ale to tylko mi się wydaje. Czekam na nn
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńOjoj.. szkoda mi dexie... harry w koncu sie zakochal! Ol yeah! Nie moge doczekac sie nexta! ;3
OdpowiedzUsuń