Bałam się każdego nowego dnia. Nie wiedziałam, czego miałam
się spodziewać, co tym razem zrobi mi Blaise i na co mam być przygotowana.
Chciałam aby to się w końcu skończyło. Chciałam by Harry
mnie w końcu zabrał z tego okropnego miejsca i zamknął w swoich ramionach. Lecz
z każdą następną minutą tego cierpienia bałam się, że Harry się nie zjawi, ani
żaden z chłopaków.
- Dexie? - usłyszałam czyiś głos któregoś ranka. Nie
wiedziałam jaki był wtedy dzień, wszystko co tu się działo, odbierało mi
rachubę czasu. Otępiała odwróciłam się twarzą do kogoś na łóżku, na którym
leżałam i zauważyłam jakiegoś chłopaka. Z początku nie rozpoznałam kto to, gdyż
miałam mocno załzawione oczy i obraz był rozmyty. Przetarłam oczy i usiadłam.
Widok tej osoby kompletnie mnie zaskoczył, oczywiście w
pozytywnym sensie.
- Harry! O Mój Boże! – poderwałam się z łóżka i rzuciłam się
w jego ramiona. – Harry, ty jesteś!
- Jestem, jestem – odparł poważnie, przyciskając mnie do
siebie. Wtedy poczułam jak bardzo tęskniłam za chłopakiem, za jego zapachem,
który mnie uspokajał, za jego lokami, które kochałam tarmosić…
- Co ten Ci skurwiel zrobił, Dexie? – Harry spojrzał na mnie
z lekkim gniewem, kładąc dłonie na ramionach. Nie odpowiedziałam mu. – Co. On.
Ci. Zrobił? – wysyczał, wbijając palce w moją skórę.
- Harry, to boli – jęknęłam, próbując się mu wyrwać. Harry
automatycznie rozluźnił uścisk, lecz mnie nie puścił.
- Czy on Cię dotknął w sposób, którego ty nie chciałaś? –
zapytał, a jego oczy kipiały złością. Ledwo zauważalnie kiwnęłam głową i
rozpłakałam się, przypominając sobie tamtą chwilę i ten ból. Harry z powrotem
mnie do siebie przyciągnął, uspokajając. – Przepraszam Cię, Dexie. To moja
wina, nie powinienem na to pozwolić.
- To nie jest Twoja…
- Nie mów mi, że to nie moja wina, jak to jest moja wina –
powiedział, przerywając mi i warcząc.
- Proszę, nie bądź zły – szepnęłam, spuszczając wzrok na
swoje ręce.
- Cii… nie jestem na Ciebie zły – Harry podniósł mój
podbródek, po czym dodał z lekkim uśmiechem. – Nie mógłbym.
- Jak się tu dostałeś? – spytałam go.
- Z chłopakami załatwiliśmy kilku gości na dole przy
wejściu. Musimy się streszczać, nim wróci Blaise.
- Dziewczyny są już bezpieczne?
- Tak, są już za pewno w aucie, czekają tylko na nas.
- A jeśli on nas znajdzie? – zadrżałam na samą tą myśl.
- To nie jest czas na takie przemyślenia, kochanie, musimy
spierdalać – Harry zdjął z siebie kurtkę, założył ją na mnie ( za marginesem,
gdyż byłam tylko w staniku i w starych, wytartych leginsach, które dał mi
Blaise ), po czym wziął mnie na ręce, wyjął nabitą broń i wyszliśmy z pokoju
Blaise’a, uciekając przed wszystkimi. Harry biegł ze mną między piętrami,
oglądając się dokładnie, czy nikt nas przypadkiem nie zaskoczy i nie strzeli
kulkę w łeb. – Już zaraz będziesz wolna, on Ci nic nie zrobi…
Wierzyłam w to, bo Harry ze mną był i chronił. Schowałam
twarz w jego koszulce i próbowałam cała nie trząść się ze strachu.
Bez żadnych przeszkód wydostaliśmy się z meliny Blaise’a, a
na zewnątrz czekał na nas Zayn z Niallem.
- Zanieście ją do auta, muszę jeszcze wrócić do środka –
Harry podał mnie Niallowi, ale ja dopiero dotarło do mnie, co powiedział.
- Co? Nie, Harry nie zostawiaj mnie! – krzyknęłam cicho,
próbując się wyrwać blondynowi, ale ten mocno trzymał mnie w uścisku.
- Cii, spokojnie… - Harry podszedł do mnie i objął moją
twarz w swoje dłonie. Jego czuły wzrok trochę mnie uspokajał. – Zaraz do Ciebie
wrócę, obiecuję.
- Harry…
- Niall idź do auta – powiedział do chłopaka, który ruszył w
kierunku pojazdu. Oczywiście, protestowałam, ale Niall twardo szedł, aż w końcu
wpakował mnie na tylne siedzenia ich samochodu, gdzie były dziewczyny. Cholera,
wyglądały okropnie. Nie widziałam siebie, ale podejrzewałam, że byłam ich
odbiciem lustrzanym.
- Dexie, ty żyjesz – wszystkie trzy mnie przytuliły, a ja to
odwzajemniłam. – Jak się czujesz?
- Beznadziejnie – przyznałam bez ogródek.
- Blaise mówił nam, że on… Cię powiesił, Dexie. Myślałyśmy,
że nie żyjesz! – pisnęła Perrie, niedowierzając, że mnie widzi. Nie zdziwiło
mnie to, co powiedziała. Blaise dobrze manipulował ludźmi i każdemu wcisnąłby
kit.
- Ja też myślałam, że się was pozbył… Nie widziałam was od
kilku dni – odparłam cicho.
- Zamknął nas w schowku za domem i gdy coś chcieli…
zabierali nas dopiero wtedy – mruknęła ciężko. – Czy Blaise Cię… - pokiwałam
głową. – Skurwiel, zasrany skurwiel!
- Perrie, uspokój się… już nie cofniemy czasu.
- Ale… on nas wszystkie gwałcił… po kolei – powiedziała,
łkając. – Jeśli chłopacy go nie załatwią, ja go kurwa znajdę i wykastruję, gdy
będzie spał, chuj jeden!
- Cii… spokojnie – przytuliłam Perrie, a ta wybuchła
płaczem.
- Będzie dobrze, Perrie. Już jesteśmy wolne – szepnęłam do
niej, głaszcząc jej plecy dłonią. W tym czasie zdyszany Harry wpadł do auta i
ruszyliśmy z piskiem opon.
Kilka minut później do moich uszu dobiegł głośny wybuch…
***
~ Harry’s P.O.V ~
- Brian, jak bardzo źle z nią jest? – zapytałem mężczyznę,
który jest naszym prywatnym lekarzem. Lubiłem gościa, bo był wyluzowany i od
samego początku nam pomagał. Owszem, jako człowiek po pięćdziesiątce nie
pochwalał tego, co robiliśmy z chłopakami, ale to przełknął i służył nam pomocą
od założenia gangu.
- Szczerze, to nie jest tak źle, jak przypuszczałem. Owszem
ma kilka ran, w które wdało się zakażenie, no i ten gwałt, którego najbardziej
się obawiałem.
- Czy ten skurwiel ją zapłodnił? – zapytałem, warcząc.
- Nie, na szczęście. Gdy ją badałem trochę bolał ją brzuch,
ale to normalne po gwałcie. Leki dla Dexie leżą w waszej kuchni, które musisz
jej dawać, no i musisz się nią opiekować. Sam widziałeś, że gdy chciałem ją
zbadać, to bała się mojego dotyku – mówił do mnie szeptem Brian, pakując się do
swojej torby. – No i wszystkie dziewczyny są lekko wygłodzone i odwodnione,
Perrie i Dexie najbardziej, a Perrie musi porozmawiać poważnie albo z Zayn’em,
albo z psychologiem.
- Takie rozmowy już nie ze mną, stary. Dziękuję Ci, że tu
przyszedłeś – uścisnąłem jego dłoń.
- Zawsze byłem do waszej dyspozycji, przyjacielu. Jakby coś
działo się z którąś z dziewczyn, dzwońcie natychmiast.
- Zawsze to robimy, Brian. Jeszcze raz dziękuję.
- Nie ma sprawy – Brian zabrał swoje rzeczy i wyszedł z
pokoju, zostawiając mnie i Dexie samych. Spojrzałem na dziewczynę, która w
ciszy mnie obserwowała.
- Co tam, piękna? – spytałem ją, siadając obok niej na łóżku
i wziąłem na za rękę. Dexie popatrzyła na nie i mocniej ścisnęła moja dłoń,
jakby się czegoś bała. – Hej, jest już wszystko dobrze, nic Ci nie grozi, wiesz
o tym, skarbie.
- Wiem, ale… ciągle widzę jego przed swoimi oczami, Harry…
Czy to jest normalne? – rzekła z powagą. Zacisnąłem usta w wąską linię, nie
wiedząc co jej odpowiedzieć. – Harry?
- Tak?
- Moglibyśmy wyjść z domu? Mam dość w nim przebywania –
odparła, rozładowując ponurą atmosferę swoim lekkim uśmiechem.
- A gdzie księżniczka chciałaby wyjść?
- Wszędzie, tylko abyśmy byli sami – zauważyłem w jej oczach
nutkę radości. Tego właśnie w niej mi brakowało.
- W porządku. Nawet znam jedno ładne miejsce.
***
- Pięknie tu… nie wiedziałam, że bywasz w takich miejscach, twardzielu –
odparła Dexie, oglądając z uśmiechem panoramę miasta z klifu.
- Byłem tu, kiedy Cię nie było myśląc jak odbić Cię temu
skurwielowi – powiedziałem szczerze.
- Naprawdę? – spytała, patrząc na mnie czule.
- Tak… W końcu jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu,
nie mogłem mu Cię oddać, bo jesteś moja – rzekłem, przyciągając ją do siebie.
Spodziewałem się wszystkiego : że mnie odepchnie, opluje, pobije, uderzy… Lecz
ona mnie pocałowała : krótko i słodko, używając przy tym swojego języka.
Uśmiechnąłem się delikatnie i objąłem ją ściślej, by się ode mnie nie oddaliła.
– Hm… Tęskniłem za tym… Za tymi Twoimi pięknymi ustami.
- Ja też, Harry… Nie było dla, abym tam nie myślała o Tobie…
Trzymałeś mnie przy życiu – te słowa… były najpiękniejsze jakie kiedykolwiek
usłyszałem od niej. Byłem powodem, dla którego żyła… to było niesamowite
uczucie, ale jednocześnie coś w środku mówiło mi „ nie „.
Lecz nie zdążyłem o tym pomyśleć odrobinę głębiej, bo Dexie
ponowiła pocałunek, chwytając moje loki w swoje palce. Podniosłem dziewczynę w
talii, a jej kremowe uda od razu owinęły się wokół mojego tułowia. Chwiejnie
podszedłem do auta i położyłem Dexie na masce pojazdu i tym razem to ja
zaatakowałem jej wargi z taką siłą, że z głębi gardła Dexie wyrwał się cichy
jęk rozkoszy. Dłońmi lekko masowałem jej boki, by nie przeholować. Nie wiedziałem,
co dokładnie zrobił jej Blaise, nie chciałem przegiąć.
- Kocham Cię… - powiedziała w moje usta, gryząc ich dolną
wargę po tym, jak ścisnąłem jej piersi.
Tak… Też ją kochałem. Kochałem z całego pieprzonego serca i
chciałem by była bezpieczna. A przy mnie nie była. Jej życie przy mnie było
zagrożone. Jeden mój głupi błąd i była w szponach Blaise’a, który skrzywdził ją
tak samo, jak moją ukochaną siostrę… Musiałem ochronić Dexie przed takim
życiem, w którym ja się znajdowałem wraz z chłopakami. To również się tyczyło
pozostałych dziewczyn. Żadna z nich nie była przy nas bezpieczna, taka była
prawda. Nie mogliśmy czekać, aż coś im się stanie. Nie wspominając o tym, że
Blaise nadal był na wolności.
Przynajmniej tak myślałem, dopóki nie dostałem telefonu od
Zayn’a, gdy wracaliśmy z Dexie po godzinnych czułościach do domu.
- Blaise nie żyje, stary – powiedział z lekką nutą radości w
głosie, a mnie i Dexie zatkało.
- Jak? Kto go załatwił? – zapytałem ze zdziwieniem.
- Nasi ludzie znaleźli go na głównej drodze w stronę domu,
gdzie trzymali dziewczyny. Wisiał na drzewie bez oczu i narządów, Styles. Można
to nazwać wypatroszeniem – spojrzałem kątem oka na Dexie, po usłyszeniu tej
nowiny. Jej mina nic mi nie mówiła, nie okazywała żadnych uczuć.
No tak, po tym co mi by zrobił Blaise też bym miał go
głęboko w dupie.
- Więc, akcja zakończona Panowie. Blaise nie żyje i każdy
musi o tym wiedzieć, ale na wszelki wypadek niech też sprawdzą jeszcze tę
melinę, którą wysadziłem.
- Nie ma sprawy. Na razie
- i Zaza się rozłączył.
- Harry, ty wysadziłeś posiadłość Blaise’a? – zapytała
Dexie, patrząc na mnie szerokimi oczami.
- Myślałaś, że tak temu skurwielowi odpuszczę za to, co Ci
zrobił i dziewczynom? Szkoda, że chuja ktoś sprzątną przede mną, bo chętnie
pokazałbym mu, gdzie kurwa raki zimują…
- Harry, przestań – jęknęła dziewczyna słabo. Zatrzymałem
auto i spojrzałem na nią. – Nie lubię… gdy jesteś zły…
- Dexie, skarbie… - chwyciłem jej twarz w swoje obie dłonie.
– Na Ciebie nie jestem zły. Jestem wkurwiony na Blaise’a.
- On już nie żyje, Harry. Zapomnijmy o tym i żyjmy dalej.
Gdyby to było takie proste w realu…
***
- Panowie… Nie możemy dłużej pozwolić dziewczynom zostać z
nami – powiedziałem, gdy późnym wieczorem dziewczyny już spały, a ja z
chłopakami zebraliśmy się w salonie.
- O czym ty pierdolisz? – spytał mnie Zayn, będąc już lekko
śpiący.
- Widzieliście co się stało przez nasz jeden głupi błąd –
odparłem wstając z fotela i stanąłem przed nimi. – Powinniśmy pozwolić im
odejść. Przy nas stanie się im krzywda.
- Ale gdy będą same, nie będą w stanie się obronić,
pomyślałeś o tym Harry? – rzekł Louis, patrząc na mnie z oburzeniem.
- To schronimy je w takim miejscu, gdzie nikt ich nie
znajdzie.
- I myślisz, że to wypali? Zrobiłbym wszystko, aby moja
Eleanor była bezpieczna, ale to jest Twój najgłupszy pomysł.
- To samo mówiłeś o tym, abym pozbył się Dexie, stary –
spojrzałem na niego śmiertelnie poważnym wzrokiem.
- To była zupełnie inna sprawa, Harry. Poza tym, to ty
chciałeś się jej pozbyć na samym początku, nie wpierdalaj mnie w to – syknął.
- Ej, spokojnie – odezwał się Niall, uspokajająco. – Według
mnie, Harry stuprocentową rację. Powinniśmy je od nas odizolować i pozwolić żyć
normalnie, tak jak dawniej.
- Myślisz, że się na to zgodzą? – spytał tym razem Liam,
mając minę taką, jakby nad czymś intensywnie rozważał.
- Nie mają innego wyboru, to nasza wspólna decyzja –
mruknąłem, czując w sobie nieprzyjemne uczucie. – Wszyscy się ze mną zgadzacie?
- Bezpieczeństwo Perrie jest dla mnie najważniejsze, zrobię
wszystko aby nic jej się nie stało – stwierdził z przekonaniem Zayn, lecz
wyglądał na smutnego. Za pewne każdy z nas miał taką samą minę jak on. – Ale
czy na pewno tego chcemy, Harry?
- My nie możemy tego chcieć, to jest wbrew nas, stary. One
muszą żyć bez nas, tylko tak będzie im dobrze.
- Tylko… jak im to powiedzieć?
No właśnie. To był pierwszy i jedyny problem.
***************************
To był przedostatni rozdział Murder Buisness! :D Zaskoczeni nagłym obrotem akcji?!
Kochani, krótka notka do was!
Co raz bliże zbliżamy się końca MB! Jeśli dzisiaj będzie limit rozdziałów, jutro wstawię ostatni rozdział opowiadania, a następnego dnia Epilog, ale o tym wspomnę w następnym rozdziale :D
23 komentarze
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!! :* <3
Komentujcie <3
Hazza__69
Świetnyy!!! Kocham tego bloga!
OdpowiedzUsuńNieee!!! Nie kończ tego ;/ Rozdział cudowny *.* Czekam na nn ;)
OdpowiedzUsuńBoski rozdziałłł :)
OdpowiedzUsuńA będziesz pisać jeszcze jakiegoś bloga,proszę ty masz wielki talent?
Cudowny tylko tyle umie powiedziec szkoda ze to juz bedzie przed ostatni rozdzial :(
OdpowiedzUsuńczekam na next
OdpowiedzUsuńJUPIIIIII Hazzuś uratował Dexiee <333333
OdpowiedzUsuńW.DUPE.PALEC ;o one od nich nie będą chciał odejść. błagam: NIEEE :'( xd
czekam na NN ;3
świetny <3 zapraszam dark-harrystyles.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNie możesz kończyć. Nie pozwalam. Tym bardziej nie pozwalam ci ich rozdzielać. Zabraniam.
OdpowiedzUsuńCzekan na następny rozdział! A, i oni nie mogą się od tak wszyscy rozstać! Oni muszą być razem!!!! Pisz dalej!
OdpowiedzUsuń*.* Nie!
OdpowiedzUsuńSwietneeee !! Blagam nie koncz jeszcze tego opowiadania !! Blagam to jest cudowne !!
OdpowiedzUsuńJedne.wielkie WOW :o nie mam.slow na.tem.rozdzial. GENIALNY! <3
OdpowiedzUsuńSzkoda ze.juz koniec :'(
Koniec?!?!?! To okrppne,ja tak bardzo pokpchałam Twoje opowiadanie:( Nie lubię smutnyvh zakończeń,a to nie jest zbyt wesołe. Ale nie traćmy nadziei,tak? Czekam niecierpliwie na nexta. A rozdział....tak cudowny,że aż brak mi słów,a żadko mi się to zdarza. Kocham ♥
OdpowiedzUsuńjakto juz koniec MB a ja tak kochalam to opowiadanie, kiedus opowiem je swojej kuzynce :)
OdpowiedzUsuńBłagam, robisz mi dobrze tym opowiadaniem ;)
OdpowiedzUsuńGenialny!
OdpowiedzUsuńświetny <3
OdpowiedzUsuńświetny :)
OdpowiedzUsuńCudnie piszesz :) roździał świetny ;*
OdpowiedzUsuń/Kinga ;D twoja sis... ^^
Łał zazdroszczę talentu czekam na next :D
OdpowiedzUsuńBoski *______________________*
OdpowiedzUsuńJest niesamowity,pisz dalej :3
OdpowiedzUsuńNiesamowity blog.
OdpowiedzUsuńProszę o jeszcze jeden genialny rozdział , no może jeszcze jeden i jeden no może 100 :D
OdpowiedzUsuńKażdy rozdział jest co raz lepszy :*
OdpowiedzUsuńPoproszę next :D
OdpowiedzUsuńMam taką małą sugestię , ale taką malutką
OdpowiedzUsuń.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Pisz następny rozdział :D
ŚWIETNY *.*
OdpowiedzUsuńŚwietny .........................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................
OdpowiedzUsuńCudowny <3
OdpowiedzUsuńCudowny <3
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest . . . no nie wiem . . . jakoś do m,nie nie przemawia
OdpowiedzUsuńNie no żartuję jest świetny jak zawsze :*
zajebisty pisz dalej
OdpowiedzUsuńCudo
OdpowiedzUsuńBoskie! To jedno z dwóch moich ulubionych opowiadań. :) Oni muszą być razem! Pisz szybko. C:
OdpowiedzUsuń