Translate

piątek, 30 maja 2014

Murder Buisness - 18. " Oh, Love "

~ Harry’s P.O.V ~

Noc ta miała być nadzwyczajnie spokojna, mimo wydarzeń, które miały miejsce kilka godzin wcześniej.
Znowu nie dopilnowałem Dexie… A jej ponownie stała się krzywda. Jak mogłem pozwolić na to, aby ten parszywy chuj ją postrzelił? Ona jest taka delikatna, jak płatek róży… Widok, jak cierpiała, sprawiał mi… ból, tak. Patrzenie na to, jak krwawiła, jak płakała… To było dla mnie za wiele… Byłem twardzielem, ale widok płaczącej kobiety mnie dobijał.

Obudziłem się niespodziewanie, gdy od niechcenia przejechałam po kołdrze ręką, dokładnie w tym samym miejscu, gdzie powinna być Dexie.

A jej nie było.

Całkowicie rozbudzony otworzyłem oczy i podniosłem się do pozycji siedzącej, rozglądając po pokoju. Dexie nigdzie nie było, nawet na balkonie, gdzie miała w zwyczaju siedzieć, gdy dopadał ją brak snu.
I właśnie w tym samym momencie, co miałem ją zawołać, z dołu rozległ się głośny wrzask, przez co zalał mnie zimny pot. Poderwałem się z łóżka i zbiegłem na parter, niemal pokonując schody w dwóch susłach i stanąłem przed dziewczyną, która była przyciśnięta do ściany i spazmatycznie płakała.
A to wszystko przez leżącego, nieżywego Joshuę z poderżniętym gardłem. Na czole miał napisane czarnym markerem niespodzianka.
- Co się tu dzieje… O kurwa mać! – do nas dołączył również Harry z Liam’em, a kilka minut później zbiegli się do nas również pozostali.
- Dexie, chodź tu do mnie – powiedziałem surowo, wystawiając w jej stronę rękę. Chwyciła ją bez wahania i od razu wtuliła się w mój tors, płacząc jak bóbr. – Cii… Spokojnie, kochanie… - pogłaskałem ją po głowie jedną dłonią, a drugą miałem na jej dolnej partii pleców. – Nie płacz już… Cii…
- Onn, nnie żyjee… - wychlipała w moje ramię, zalewając je łzami.
- Wiem – westchnąłem, kątem oka patrząc na martwe zwłoki Joshuy. – Chłopacy, zajmijcie się nim.
- Co z nim zrobicie? – zapytała mnie Dexie, patrząc z zapłakanymi oczami na mnie.
- Coś wymyślimy, spokojnie – odparłem cicho, wycierając jej buzię ze słonego płynu.
- Nikt go nie znajdzie?
- Nikt, obiecuję Ci to – rzekłem, ponownie oplątując ją ramionami, a gdy próbowała się obejrzeć za siebie, powstrzymałem ją. – Nie patrz na to. Nie chcesz tego, skarbie.
- Pójdziesz ze mną do pokoju? Nie chcę tam być sama – zapytała mnie drżącym głosem, wbijając swoje palce w moje plecy.
- Nie zostawię Cię – wziąłem ją na ręce i szybko przeniosłem ją do pokoju, kładąc ją na łóżku.
- Boże, Harry… ktoś go zabił! – krzyknęłam, chowając swoją twarz w dłoniach. – Proszę, powiedz, że to nie jest prawdą… Że tego nie widziałam… Powiedz, że Joshua żyje i ma się dobrze… Że jest w Cheshire…
- Dexie… - brakowało mi słów. To musiał być dla niej ogromny cios widzieć swojego ex z poderżniętym gardłem. Skurwysyna nienawidziłem, ale… nie chciałem by tak kończył. Przynajmniej na razie.
- Harry… To wszystko jest takie… nierealne… Chryste… - zadławiła się swoimi łzami, ponownie wybuchając płaczem.
- Nie… Tylko nie płacz, proszę Cię… - przytuliłem ją do siebie, sadzając na kolanach, a ta wtuliła się we mnie jak małe, bezbronne dziecko. – Nie płacz…
- Oni nas znaleźli, Harry. Ludzie Blaise’a nas znaleźli… - szepnęła niezrozumiale, ja lecz usłyszałem jej każde słowo.

I ona miała rację. Kto normalny podrzuciłby ciało Joshuy pod nasze drzwi?

Blaise nas znalazł. Kurwa mać!

***

- Jak się czuje Dexie? – zapytała mnie Perrie, która siedziała obok Zayn’a w salonie, również będąc lekko wstrząśniętą po tym… jaką niespodziankę dostaliśmy od Blaise’a i jego ludzi.
- W końcu zasnęła… Trochę to trwało, ale udało mi się ją uspokoić na tyle, aby normalnie usnęła – odparłem, ziewając i opierając się jednocześnie o framugę drzwi. – Ja zresztą też zaraz pójdę do niej i nie zostawię jej samej. To musiał być dla niej szok…
- Też bym się załamała, gdybym zobaczyła swojego ex lub na przykład Zayn’a z poderżniętym gardłem… Zaopiekuj się nią, dobrze? Nie chcę, aby ponownie cierpiała przez to całe cholerstwo, które się tu dzieje – powiedziała Perrie, wtulając się w swojego chłopaka.
- Wiem co mam robić – burknąłem. – A my jutro rano wywieziemy ciało Joshuy do lasu i… spalimy go lub wrzucimy do bagna. To jedyne rozwiązanie. Zajmie nam to może z godzinę lub dwie, więc trzeba zadzwonić po Dwayne’a i Harley’a i się zajmą dziewczynami.
- A nie lepiej teraz go wywieźć? Nie mam zamiaru wąchać zapachu trupa przez całą noc – powiedziała z obrzydzeniem Eleanor, marszcząc czoło.
- No dobra… To zaraz wszystko załatwię…
- Harry? Może któryś z was zostanie z nami? – odezwała się Sophia szeptem.
- Niby dlaczego? Chyba od pilnowania są wasi ochroniarze, tak?
- Ale oni po prostu… są dla mnie podejrzani. Są zbyt tajemniczy.
- Tacy są ochroniarze, Soph. To jest ich praca i za to im płacimy.
- Ale oni są aż przesadnie tajemniczy i to widać, Harry! Zatrudniłeś jakiś oszustów, taka jest prawda! – krzyknęła Perrie znienacka, podnosząc się z kanapy. Sam Zayn był zdziwiony jej zachowaniem, bo zazwyczaj była potulna jak aniołek i zawsze się go słuchała. – Jeśli są takimi profesjonalistami, to wiesz przynajmniej gdzie oni teraz są? Co? Huh?
- Pilnują innych klientów. Przecież nie są oni tylko na nasze żądania – odparłem, podniesionym głosem.
- Ochroniarze są prywatni, debilu – prychnęła, po czym dodała. – Dałabym sobie ręce uciąć, że to oni załatwili ex Dexie i podrzucili ciało na nasze schody.
- Przestań pieprzyć farmazony, Perrie. Dwayn’a i Harley’a znam od lat i wiem, że mogę im zaufać. Chłopacy zresztą uważają tak samo jak ja, a wy nie macie nic do gadania, jasne?
- Ja mam przestać, Harry? Pierdolisz jak potłuczony i tego nie widzisz! Ja z nimi nie zostanę, wolę już mieszkać kurwa w stodole, niż siedzieć z nimi w jednym, zasranym pokoju.
- Ja też – przyłączyła się do niej Soph, stając obok Perrie.
- I ja – dołączyła się również Eleanor. – Dexie pewnie też.
- Zachowujecie się jak dzieci – westchnąłem zrezygnowany. – Zayn, zostaniesz z nimi?
- Stary…. Lepiej by było, gdybyś ty jednak się nimi zajął. Masz Dexie na wykończeniu, ona Cię teraz potrzebuje… Pojadę z chłopakami i wszystkim się zajmiemy.
- Taak… Masz rację – powiedziałem po chwili zastanowienia. Przecież nie mogłem zostawić samej Dexie w takiej sytuacji. Byłbym dupkiem, gdyby po obudzeniu się mnie nie zastała. Miałbym potem ogromne wyrzuty sumienia. – Idę do niej… A wy macie być grzeczne, jasne? – zapytałem dziewczyn, patrząc na nich z podniesionymi brwiami.
- Tak jest, szefie – parsknęła Sophia i położyła się na kolanach Liam’a.
- Mam nadzieję – odparłem, po czym poszedłem na górę, wchodząc do mojej i Dexie sypialni. Dziewczyna jak na moje nieszczęście obudziła się i siedziała na środku łóżka zwinięta w kłębek i bujała się na boki. Podbiegłem do niej i próbowałem ocucić z tego stanu. – Dexie, kochanie? Wszystko w porządku? Potrzebujesz czegoś?
- Nnie… opuszczaj mnie – powiedziała drżącym głosem.
- Nigdy. Nigdy Cię nie zostawię – mruknąłem, siadając obok niej i pozwolić się jej we mnie wtulić. Cała się trzęsła, a z pomiędzy jej oczy wypływały łzy. – Proszę… Nie płacz… Nie lubię gdy to robisz. Sam mam ochotę się rozpłakać.
- Taki twardziel jak ty? – zapytała cicho.
- Nawet ja mam uczucia, ale nikomu nie mów. To tajemnica – Dexie zaśmiała się pod nosem, ale to był smutny śmiech, a nie taki wesoły, który uwielbiałem.
- Nie wiedziałam, że tak współczujesz ludziom, wiesz? Tym bardziej mi.
- Wszystko się zmieniło, Dexie. Miałem się o Ciebie troszczyć, pamiętasz? – Dexie pokiwała delikatnie głową. – No właśnie. Teraz właśnie dotrzymuję tej umowy i staram się, abyś czuła się komfortowo w moim towarzystwie.
- Wcześniej Cię to nie obchodziło.
- Powiedziałem Ci już, że to było wcześniej – westchnąłem, podnosząc jej głową i spojrzałem w jej piękne, brązowe zapłakane oczy, które błyszczały ogromnym smutkiem. – To było wcześniej, a teraz to teraz. Popełniłem sporo błędów, ale staram się je naprawić.
- I póki co, wychodzi Ci to – uśmiechnęła się lekko, ale szczerze i przygryzła dolną wargę.
- Nie gryź swojej wargi, bo wtedy mam ochotę ja to robić – mruknąłem głębokim głosem, kładąc dłoń na jej gołym udzie, gdyż była w tylko w krótkich, dresowych spodenkach i czarnym podkoszulku. W takim stroju, nie powiem, kusiła. I to nawet bardzo, lecz nie mogłem jej do niczego zmuszać, dopóki sama nie pozwoliłaby mi zrobić kolejnego kroku na przód.
- To czemu… tego nie zrobisz? – spytała, przybliżając się do mnie, lekko pochylając się do przodu. Jej twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od mojej i naprawdę : miałem ochotę ją porządnie wycałować i przelecieć.
- Chcesz tego? Teraz?
- Szczególnie teraz, Harry. Chcę o wszystkim zapomnieć i Cię poczuć… - przerwałem dziewczynie pocałunkiem, który trwał dobrą minutę dopóki się od siebie nie oderwaliśmy.
- Kontynuujemy? – uśmiechnęła się szeroko, wchodząc na moje kolana.
- Zawsze – warknąłem gardłowo, przykrywając jej usta swoimi i zabrałem ją w świat, gdzie kochała być.

Czy ja dobrze robiłem? Czy traktowanie Dexie w taki sposób było w moim stylu? Każdy zna mnie jako Harrego Styles’a – miejscowego kobieciarza z niezliczoną liczbą zaliczonych kobiet. Byłem kiedyś maszyną do seksu : uprawiałem seks z młodymi, starszymi ode mnie, z prostytutkami i z pierwszymi lepszymi dziewczynami, które spotykałem na ulicy po imprezach. Żadna nie mogła mi się oprzeć, niektóre same prosiły, aby ją przelecieć. Wiedziałem, że to brak szacunku dla nich, ale byłem głupi robiąc to wtedy. Dexie mnie zmieniła. Nie byłem już ten sam, przynajmniej w pewnej części. Wiem jednak, że ona chciała dobrze, jako jedyna ze wszystkich poznanych mi wcześniej dziewczyn. Ona była inna. Była wyjątkowym skarbem, który zesłał mi los, abym chyba już nigdy nie upadł tak nisko jak dawniej. Przede wszystkim patrzyłem na nią w inny sposób, niż ja na całą resztę. Zależało mi na niej, w jej towarzystwie czułem się rozluźniony i prawdziwy, a nie sztuczny, kim niestety musiałem być na co dzień, podczas mojej pracy w gangu. Ona dokonała… cudu.

Czy ja coś czułem do Dexie Bermont – dziewczyny, którą uratowałem któregoś wieczora na ulicy przed gwałcicielem?

Czy ja ją… kochałem w swój pewien, pokręcony sposób?


Kochać… To było to.





****************************************

Oto nowy rozdział! Co wy na to? Czyżby nasz bad boy Harry się zakochał? :D Czy wam to nie wydaje się wszystko... słodkie? <3




20 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!!! :* <3

Komentujcie <3

Hazza__69

poniedziałek, 26 maja 2014

UWAGA!

Witam Was Wszystkich Serdecznie ♥ :)
Chciałam poinformować, że nie będę przez jakis czas dodawać rozdziałów na My Story About Love, ponieważ:
*Wyjeżdżam w środę na kilku dniową wycieczkę, a tam kiepsko z pisaniem.
*I w sumie i tak nie chcecie chyba tego opowiadania, ponieważ nikt prawie nie komentuję, i jak proszę o głupie 10 komentarzy, to ledwo jest ich z siedem..
Także no..
Smutno mi trochę. W innych blogach umiecie komentować, a jak te opowiadanie jest słabe to piszcie mi i tyle.
Pozdrawiam ♥/ Alex ♥

sobota, 24 maja 2014

Murder Buisness - 17. " Blood "

Jednak nie było tak kolorowo, tak jak to sobie wyobrażałam. Owszem, nie marzyłam, że nasze życie będzie od tamtej pory usłane różami czy coś… Po prostu wszystko było dla mnie trudne do zrozumienia.

Drugim życiem Harrego był gang i nie mogłam go od tego odgonić, nawet gdybym bardzo chciała. Rozumiałam, był jego przywódcą i musiał zajmować się tymi całymi gangesterskimi sprawami, lecz od bliska kilku tygodni nie miał dla mnie czasu. Czasami, ale to naprawdę czasami, załapywałam się z nim na poranny seks, gdy udało mi się w miarę wcześniej wstać i go dorwać przed wyjściem z domu. Nasze relacje się… poprawiły. Nadal odczuwałam lekką niechęć do uprawiania z nim seksu, ale po gwałcie było to normalne, tak? Która normalna dziewczyna po takim doświadczeniu, weszłaby od razu chłopakowi do łóżka? Według mnie wtedy stawała się puszczalską szmatą.

A Harry… Zmienił się.

Nie poznawałam go. Był… zupełnie innym… lepszym człowiekiem. Nikt nigdy nie powiedziałby, że z damskiego boksera i gwałciciela zmieni się w troskliwego, urocze i co najważniejsze : normalnego chłopaka. Takie jego wcielenie mi odpowiadało.

A nawet… się w nim zakochiwałam…

***

- Harry, przestań! – zachichotałam, gdy chłopak muskał moją szyję swoimi wargami nad basenem w słoneczny dzień. Byliśmy sami, tylko my dwoje, gdyż reszta gdzieś pojechała. Wiedziałam, że zrobili to specjalnie, abyśmy spędzili ze sobą czas, który od dobrych kilkunastu dni nie dał nam dany. Ciągła praca chłopaka nas od siebie oddalała, co było dla mnie nie do zniesienia.
- Jak ja kocham Cię całować… - mruknął swoją chrypką i ugryzł skrawek skóry tuż nad moim uchem.  – Czyżbyś dzisiaj kąpała się w szamponem truskawkowym? Bo aż mam na Ciebie ochotę, wiesz?
- Zaraz wróci nasza elita… - odszepnęłam, wdychając zapach jego wody kolońskiej. Za marginesem, był boski.
- Ale została nam jeszcze krótka chwilka na małe co nie co… - wiedziałam, że za te „ małe co nie co „ zapłacę orgazmem nie z tej ziemi.
Harry spoglądając badawczo w moje oczy, pocałował mnie namiętnie , obejmując ramionami mój tułów, który był bardzo nagrzany od siedzenia w pełnym słońcu. Odwzajemniłam pocałunek z takim samym zapałem, kładąc swoje dłonie na jego ramionach i usiadłam na jego ciele, na co się zaśmiał i złożył kolejny mokry pocałunek na moich ustach, rozchylając wargi swoim językiem i wprosił się nim do środka, a zębami od czasu do czasu przygryzał moją nabrzmiałą wargę. Odpowiadałam mu cichymi jękami, których po prostu nie mogłam w sobie zdusić.
- Tak bardzo Cię pragnę, Dexie… nawet nie wiesz jak bardzo… - wycharczał, wkradając się dłońmi pod górę mojego bikini, które miałam na sobie. Harry masował moje piersi, drażnił sutki szczypnięciami, co bardzo mnie podniecało.
- Harry… - westchnęłam głośno i w tym samym momencie z głębi domu usłyszałam głośny trzask.

Romantyczny nastrój prysł.

Odsunęliśmy się od siebie jak oparzeni czymś gorącym i poderwaliśmy się do góry, stając na wyprostowanych nogach.

- Co to było? – zapytałam zaniepokojona, patrząc to na Harrego, to na budynek.
- Nie wiem… - Harry w tempie ekspresowym wyjął telefon ze swojej kieszeni i wykręcił jakiś numer, lecz na pewno nie był on żadnego z chłopaków. – Dwayne? Bierz ze sobą Harley’a i przyjeżdżaj szybko do nas, ktoś tu jest i nie jest zbyt mile nastawiony… Tak, tak, Dexie jest ze mną… Widzimy się za chwilę – i Harry się rozłączył, chwytając mnie za ramiona i pobiegliśmy w stronę małej szopy, w której się zamknęliśmy.
- Kim są Dwayne i Harley?
- Twoi ochroniarze – rzekł, otwierając jakieś pudełko i wyjął z niego naładowaną strzelbę, typowo wojskową.
- Moi? Od kiedy?
- Proszę Cię, Dexie, nie pytaj mnie o to teraz, trzeba ich załatwić, nim zrobią Ci krzywdę – odparł pośpiesznie, chcąc wyjść, lecz go powstrzymałam. Harry spojrzał na mnie zdziwiony moim zachowaniem. – Co ty wyprawiasz?
- Nie idź tam, oni mogą Ci coś zrobić – mruknęłam, zaciskając palce na jego ramieniu.
- To nie o siebie się martwię – powiedział, całując mnie krótko i uśmiechnął się na wymuszenie. – Zaraz do Ciebie wrócę…
- Nie idź – niemal go o to błagałam.
- Poradzę sobie, spokojnie – Harry pogłaskał mnie po policzku. – działy się gorsze rzeczy, niż to…
- Zostań tu i nie kłóć się ze mną – zaoponowałam, będąc lekko obruszona jego postawą.
- Wracam do Ciebie za kilka chwil – i nim zdążyłam coś powiedzieć, znikł z pola mojego widzenia.

~ Niall’s POV ~

- Jak myślicie, co robią nasze gołąbki sami w domu? – rzucił pytaniem Liam, śmiejąc się pod nosem. Szczerze? Nie wiedziałem, że Dexie była aż tak naiwna i wierzyła Harremu w każde słowo, które on jej powiedział. Może i się zmienił, ale Styles pozostanie Styles’em. On nie daje sobą pomiatać i prędzej czy później, z powrotem pokaże się nam ze swojej prawdziwej strony. On był potworem i każdy o tym wiedział. Lecz Dexie tego nie widziała, bo Harry namieszał jej w głowie. Zaledwie jakiś czas temu wypłakiwała się w moje ramię, cierpiąc z jego powodu i tego co jej zrobił. Teraz niby ich życie było usłane fiołkami?

Jakoś nie mogłem w to wszystko uwierzyć, śmierdziało mi tu ściemą na kilometr.

Ale gdy po przyjechaniu pod nasz dom, śmierdziało mi nie tylko ściemą, a dodatkowo i czymś niebezpiecznym. Z podwórza dobiegały głośne krzyki i strzały. Przeraziłem się i to nie na żarty. Niemal wyleciałem z auta i pobiegłem ku domowi najszybciej jak się to dało. Przebiegłem całe podwórze i wnętrze domu, by później zobaczyć, co się dzieje w ogrodzie. Na trawie leżało kilka uzbrojonych typków, którzy za pewne byli ludźmi Blaise’a.
- Cholera – przekląłem pod nosem, wyjmując broń zza paska swoich spodni i po szybkim nabiciu go, podniosłem broń do góry. – Hazza? Dexie?! Gdzie jesteście?!
- Niall, pomóż mi! – usłyszałem krzyk… Harrego? Czy on naprawdę prosił kogoś o pomoc? Po chwili go ujrzałem, gdy wyszedł z szopy koło naszego basenu… Miał całe ręce we krwi… Nie… Tylko nie to… - Dexie oberwała w nogę… - Wstrzymałem oddech i zmroziło mi krew, dosłownie. Natychmiast wparowałem do nich i zobaczyłem leżącą na ziemi Dexie, zwijającą się z bólu i trzymając się kurczowo za zranioną nogę. Ten widok ranił moje serce.
- Dexie... - szepnąłem załamany, klękając przed nią na kolanach.
- Boli... - jęknęła Dexie przez łzy, patrząc z widocznym cierpieniem na mnie i Harrego. 
- Wiem, mała, wiem... - spojrzałem ukradkiem na Styles'a. - Jak to się do cholery stało, powiedz mi?!
- Jeden z nich strzelił w szopę, kiedy mnie tu nie było... Myślałem, ze chybił... - zaczął się tłumaczyć.
- Chwila, chwila... - przerwałem mu. - Jak to Ciebie tu nie było? Zostawiłeś Dexie samą, debilu?! 
- Byłem blisko szopy! - wrzasnął, a Dexie przeszedł dreszcz. Harry to zauważył i momentalnie się uspokoił. - Przepraszam, kochanie... Niall, pomóż jej, proszę Cię. Kula przeleciała na wylot, ale boję się, że przebiło coś, czego bym nie chciał. 
- Dobrze, zaraz ją opatrzę - zgodziłem się bez wahania. 


~ Dexie's POV ~ 

Nie wiem jak to się stało, wszystko działo się naprawdę szybko... Poczułam ogromny ból w udzie, który rozprzestrzeniał się po całym moim ciele. Chwilę później wszędzie była krew... Mnóstwo krwi... Zbyt dużo... Nie mogłam znieść tego widoku. 
- Dobrze się czujesz? - zapytał mnie po raz setny Harry, wchodząc do naszej sypialni i przynosząc mi tabletki przeciwbólowe, które były w tamtej chwili bardzo na miejscu. Połknęłam je szybko, by nie czuć ich gorzkiego i nieprzyjemnego smaku. 
- Jest w porządku - odparłam szeptem.
- Na pewno? - Harry usiadł obok mnie na łóżku i pogłaskał swoją ręką moją zranioną nogę. 
- Tak, Harry, nie przejmuj się. Przeżyję. 
- Na prawdę Cię przepraszam, Dexie... Nie chciałem aby to kiedykolwiek się stało - powiedział, patrząc głęboko w moje oczy. - Nie chciałem byś doświadczył tego na sobie... To wszystko moja wina, mogłem Cię nie zostawiać samej...
- Harry, przestań - odezwałam się, biorąc go za dłoń, która dotykała moje udo. - Nic mi nie jest. Wszystko jest ze mną dobrze i czuję się tak samo... W tej chwili chciałabym abyś robił ze mną coś innego niż tylko gadanie, inaczej będę zmuszona Ci w końcu zamknąć te piękne usteczka... - Harry uśmiechnął się zawadiacko i wpił się w moje wargi, zabierając je w zupełnie odległy świat od rzeczywistego. 

*** 

Po odbytym stosunku, Harry zmęczony dniem zasnął, lecz u mnie sen tak szybko nie nadszedł, tak jak to planowałam. Przez dobre kilka godzin gapiłam się pusto w sufit, słysząc jedynie swój i oddech Harrego i jego urocze, ciche mruknięcia. Śpiący Harry był jeszcze przystojniejszy i bardziej spokojny. Cieszyłam się, że przynajmniej tam był normalny. 

W końcu nie wytrzymując z nudów wyszłam z pokoju w bieliźnie i szlafroku i poszłam do kuchni, sącząc sok z kartonu. Wszystko wokół było pogrążone w ciemność prócz jednej lampy ulicznej za oknem, w pobliżu domu. 

W pewnym momencie coś uderzyło w drzwi, mocno i pojedynczo. Chwyciłam się blatu ze strachu i z trudem nie opuściłam otwartego soku na podłogę. Bałam się. Cholernie bałam się tego, co tam było. Powoli podeszłam do drzwi wejściowych, a po drodze wszędzie pozapalałam światła. Miałam cichą nadzieję, że któryś z chłopaków wstanie i mi pomoże, lecz tak się nie stało. Niepewnie zaczęłam rozglądać się za czymś do obrony. I znalazłam. Na półce obok drzwi leżał nóż. Chwyciłam go obiema rękoma i po policzeniu do trzech, otworzyłam drzwi jak strzała. 

Na widok tego czegoś, co leżało na schodkach z moich ust wyrwał się paniczny wrzask, a z dłoni wypadło mi ostre narzędzie i z brzękiem spadło na podłogę. 

Na betonie leżał nieżywy Joshua z poderzniętym gardłem, a na czole miał napisane czarnym markerem :

Niespodzianka. 





************************************
Witam was kochani! Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale zbliża się koniec roku szkolnego i mam totalne urwanie głowy ;) I postanowiłam również, że wrócę do tego iż będę dodawać jeden gif na rozdział, tak jak kiedyś na Angry :D I rozdziały będą szybciej :D

Spodziewaliście się takiego końca? Skąd tam w ogóle wziął się Joshua? :O


18 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!!! :* <3

Komentujcie <3

Hazza__69


Rozdział 7-'Kiss'.


My story about love..

**Oczami Ashley**
Obudziłam się około 6:40, bo budzik nie dawał mi spokoju. Otworzyłam powoli moje ociężałe powieki. Promyki słońca drażniły moje oczy. W tym momencie żałowałam, że nie zasłoniłam wieczorem okna roletą. Wygramoliłam się z objęć Harr’ego, który smacznie spał. Spałam z nim, ponieważ u Zayn’a spał znajomy, a ja nie chciałam słuchać ich popapranych rozmów o różnych dziewczynach i o seksie.. Popatrzyłam ostatni raz na loczka który cicho mruknął, i wyszłam z pokoju. Skierowałam się do łazienki. Myślałam, że nikogo tam nie było, ale gdy weszłam….
Kolega Zayn’a. Goły. W wannie.. Cholera, to nie wyglądało dobrze.. Popatrzyłam się cała czerwona na chłopaka, a on zdziwiony na mnie.
-Jezu, przepraszam najmocniej!- powiedziałam lekko się jąkając, a po chwili zasłoniłam swoje oczy dłonią, i wyszłam z pomieszczenia. Stałam odwrócona tyłem do zamkniętych drzwi, i lekko wstrząśnięta zaczęłam się śmiać z własnej głupoty. Jak zdążyłam ogarnąć, to ten chłopak z Gangu Zayn’a. Jego nagą klatę ozdabiały tatuaże, a w jego brązowych oczach można było się rozpłynąć. Miał brązowe włosy ułożone do góry. Przypominał mi trochę Justin’a Bieber’a, ale to na pewno nie on.. Bo w końcu co on by tutaj robił?
Chociaż.. Tutaj wszystko jest możliwe.. Po chwili rozmyśleń, poczułam że ktoś przytula mnie od tyłu. Szybkim ruchem odwróciłam głowę i zobaczyłam tego chłopaka. Lekko się do mnie uśmiechnął, a ja wyrwałam się z jego objęć.

-Łazienka wolna, panienko.- Brunet uśmiechnął się szeroko, pokazując przy tym rząd swoich białych i prostych zębów. Piękny uśmiech.
-Emm, dziękuję i przepraszam..- Wydusiłam z siebie, a chłopak delikatnie złapał moją dłoń.
-Jestem Justin.- Przywitał się ciepło, a mną aż wstrząsnęło. Ten Justin?! Ten, którego byłam kiedyś fanką?! O matko!
-Bieber?!-Krzyknęłam z szeroko otwartymi ustami. Myślałam, że oczy mi wylecą.. A jednak to prawda, on serio był mega przystojny!
-Ciszej kochanie, ciszej. Tak, Bieber.- Chłopak zaśmiał się, a na mojej twarzy pojawiły się rumieńce. Pogadałam chwile z chłopakiem. Dosłownie jakieś dziesięć minut. Dowiedziałam się, że ma dwadzieścia lat, ma dziewczynę Victorię, którą bardzo kocha, i że chodzi z Zayn’em na te same zajęcia artystyczne u nas w szkole. No i oczywiście że jest z nim w gangu, ale tego to się sama domyśliłam.. 
‘7:00, cholera!’

Wbiegłam jak poparzona wrzątkiem do łazienki, i zaczęłam się ogarniać i ubierać. Całość zajęła mi jakieś dwadzieścia minut, z czego byłam zadowolona, bo zajęcia miałam na 8:00 i się nie spóźnię. Wyszłam z łazienki, a Harry już na mnie czekał gotowy do wyjazdu. Zdążyliśmy się jeszcze ze wszystkimi przywitać i zjeść śniadanie. O 7:45 wyjechaliśmy i równo o 7:55  byliśmy na miejscu.
-Powodzenia, kochanie.- Chłopak uroczo się do mnie uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech, a po chwili pożegnałam się z loczkiem całusem w policzek i odjechał. Weszłam do dużego budynku, oczywiście w ogóle się w nim nie orientowałam. Przechadzałam się po korytarzach, patrzyłam na ludzi.. Kilka dziewczyn uśmiechniętych w moją stronę, na co ja też się uśmiechałam, oraz większa ilość chłopaków puszczających do mnie oczko.. 
‘Coś takie tanie te podrywy’

Pomyślałam, a po chwili poczułam, że na kogoś wpadłam.. Spojrzałam w dół, i ujrzałam śliczną, małą blondyneczkę z brązowymi oczami. Była zdecydowanie niższa ode mnie, wyglądała trochę jak moja córka..
-Ojć, przepraszam..- Wydusiłam i pomogłam jej wstać, ponieważ przewróciła się z powodu uderzenia.
-Nic nie szkodzi, ja też przepraszam, powinnam patrzeć jak chodzę.- Dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie, i po chwili kontynuowała:
-Jestem Victoria. Ty to pewnie Ashley, prawda?- Zapytała i podała mi rękę w celu przywitania.
-Tak, to ja. Ale skąd ty to wiesz? Przecież widzimy się pierwszy raz..-Byłam strasznie ciekawa skąd mnie zna..
-Ty jeszcze dużo rzeczy nie wiesz, kochanie. Cała szkoła Cię zna..- Powiedziała, lekko chichocząc. Nie wiedziałam kompletnie o co chodzi..
-No ale jak to?- Zapytałam zakłopotana.
-Zayn oświadczył całej szkole, że jeżeli ktoś Cię tknie, on odetnie tej osobie głowę… Teraz każdy boi się nawet na Ciebie spojrzeć. Uwierz mi, nikt Ci teraz nic nie zrobi. Zanim jednak zapytasz skąd tyle wiem, od razu powiem. Jestem w jednym gangu z Zayn’em i innymi, tak więc.. Chyba sama rozumiesz.- Kiwnęłam zakłopotana głową na ‘tak’, i pożegnałam się z blondynką, ponieważ zabrzmiał dzwonek. Z trudem odnalazłam salę od chemii, a gdy już weszłam, Starszy Pan przywitał mnie ciepło z klasą, i przeznaczył miejsce. Siedziałam sama i rozmyślałam… Dopiero po kilkunastu minutach ogarnęłam, że dziewczyna z którą gadałam, to dziewczyna Justin’a. Wszystko się zgadza. Jeden gang, imię Victoria, blondyneczka.. Cholera, że wcześniej na to nie wpadłam! Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Szybko spakowałam książki do mojej TORBY,
i wręcz wybiegłam z Sali. Szłam korytarzem słuchając muzyki, dopóki nie ogarnęłam, że ktoś złapał mnie za nadgarstek. Odwróciłam się do ‘napastnika’ i powoli wyjęłam słuchawki z uszu. Zobaczyłam uśmiechającego się do mnie Zayn’a.. Dziwny widok..
-Hej!- Powiedział wesoło, i w mgnieniu oka znalazł się ku mojego boku.
-Cześć.- rzuciłam krótko, i bez żadnych emocji szłam dalej. Nie przepadałam za tym chłopakiem, i próbowałam dać mu do zrozumienia że nie chce z nim gadać.
-Co ty taka ponura? Ej no, nie pędź tak szybko bo nie nadążam!- Nie słuchałam go, i postanowiłam przyśpieszyć. Słyszałam tylko jak chłopak krzyczy moje imię. Zignorowałam to, lecz po chwili zostałam przygwożdżona do szafek. Patrzyliśmy sobie w oczy. Już nie było w nich tyle entuzjazmu, wręcz przeciwnie. Istna furia.
-Słuchaj kurwa, jak mówię że masz czekać, to masz czekać, jasne?!- Warknął wściekły, przygwożdżając mnie coraz mocniej do szafek.
-Zostaw mnie w spokoju, okey? Zajmij się sobą, a mnie kurwa zostaw!- Krzyknęłam i  próbowałam się wyrwać, ale na marne.. Był za silny..
-Nie pyskuj kurwa, bo może się to dla Ciebie nie przyjemnie skończyć, a wtedy nikt Ci nie pomoże. Ani mamusia, ani chłopcy, nikt! Zrozumiałaś?- Chłopak automatycznie z wesołego chłopaczka zrobił się wściekłym gburem. Co za chuj..
Zayn po chwili lekko złagodniał, ale dalej trzymał mnie jak najbliżej siebie. Po chwili delikatnie odsłonił moje włosy, które służyły do zakrycia wczorajszej malinki.
-A TO  ma być na widoku. Żeby wszyscy w tej pierdolonej szkole wiedzieli, że jesteś tylko moja, rozumiesz?- Chłopak musnął delikatnie moje wargi, a ja odpłynęłam. Czułam się genialnie, ale po chwili się ogarnęłam i byłam wściekła.
-Tak, to może od razu mnie kurwa podpisz, co? Nie ma opcji, nie będę z tym czymś chodziła na widoku!- udało się! Wyszarpałam się z objęć chłopaka, i pobiegłam w niewiadomą mi część szkoły.
To było naprawdę bardzo dziwne..                 
 ___________________________________________
7 ROZDZIAŁ JUŻ JEST :) I CO MYŚLICIE? :) JAK TO DALEJ SIĘ POTOCZY? :)
NEXT
*
*
*
*
*
*
*
*
18 KOMENTARZY! :)