Translate

niedziela, 30 marca 2014

Marry The Night - rozdział 1.

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

Rozdz.1

Jestem Susanna Blackburn. Staram się nie stwarzać problemów. Na ogół rodzice są ze mnie zadowoleni. Mama- Jennifer- rozstała się z tatkiem-Dave'em , gdy miałam 10 lat. Moim ojczymem jest Joseph- z pozoru miły mężczyzna, jednak zdarzało mi się, ostatnio coraz częściej, słyszeć jakieś kłótnie, które prowadził z mamą. Tatko mieszka w innym mieście z inną kobietą i innym dzieckiem. Myślałam, że jestem jedynaczką ... byłam tego nawet przekonana... Jednak prawdy dowiedziałam się dwa lata temu. Mimo wszystko nie mam mu nic do zarzucenia. On zawsze się o mnie troszczył, dzwonił przynajmniej raz w tygodniu, pytał , czy nic się nie dzieje, czy wszystko jest ''oki'' ,jak tam w szkole, jak tam przyjaciele, jak tam chłopak <teraz już BYŁY chłopak> i czy czegoś mi nie potrzeba. Dwa lata temu na wakacje zabrał mnie do siebie- do Brighton. Wtedy poznałam mojego przyrodniego brata - Liam'a , który jest ode mnie o 2 lata starszy , oraz Claudie- mamę Liam'a, żonę mojego tatka. Rok temu również ich odwiedziłam. Zaś od tych wakacji tam mieszkam. Dlaczego?

Mama z ojczymem mieszkała w Londynie, zaś tatuś mieszka w Brighton. Nie za daleko, ale też nie za blisko. Jennifer z Josephem musieli wyjechać do Irlandii, ponieważ Jo wpadł w nijakie kłopoty. Mama bardzo go kocha i postanowiła wyprowadzić się z nim. Ja zaś nie chciałam opuścić Anglii, a sama w Londynie nie byłabym bezpieczna <z powodu kłopotów ojczyma> , więc moją ostatnią deską ratunku był tatko. Dave bardzo się ucieszył, że mogłam z nim zamieszkać,Claudie również, Liam - nie miał nic przeciwko.
Tato z Claud mieli wspólną firmę - ogromną, co od razu mówi: KASA, KASA, DUŻO KASY. Mieszkali w willi z ogrodem, zaś druga na drugim końcu miasta, przy samej plaży, była zamieszkiwana przez Liam'a i jego 4 kumpli. Dave i Claudie nie mieli nic przeciwko, ponieważ Li to porządny i odpowiedzialny człowiek.  Szczerze - widziałam go tylko raz - kiedy po raz pierwszy odwiedziłam tatkę. Los naszemu głębszemu poznaniu się nie sprzyjał- zawsze,kiedy przyjeżdżałam, był poza miastem. Jednak poznaliśmy się trochę przez chatowanie ze sobą. Przynajmniej tyle. Wiem o nim trochę więcej z opowiadań tatki.

Jutro pierwszy dzień do szkoły- pierwsza klasa liceum. Wybrałam tę samą placówkę co Li, bo sam mi ją polecił. Czy dokonałam właściwego wyboru? - okaże się, na razie nie ma co zamartwiać się na przyszłość.
Jednak jest coś, co mnie martwi - wyjazd moich obecnych opiekunów. Tatko z żoną wyjeżdżają na co najmniej rok do Francji <sprawy służbowe>, zaś mną ma się opiekować - LIAM. Rodzice ustalili, że ze względu na bezpieczeństwo, najlepiej będzie jak zamieszkam z Liam'em, co mówi także : z jego kumplami. Żebym to jakoś przeżyła...
Brat wrócił dzisiaj , pojechał prosto do swojej willi , nawet nie witając i żegnając się z rodzicami. Ma to zrobić, kiedy do niego wstąpią w drodze na lotnisko. Walizki już spakowałam, myślę, że o niczym nie zapomniałam. A teraz plan jutrzejszego dnia:
- szofer bierze moje bagaże do auta, zawozi mnie pod samą szkołę, a moje bagaże do willi Liam'a
- odnajduję swoją klasę
- pierwszoklasiści poznają tereny szkoły
- zbieramy się w klasach, dostajemy swoje plany lekcji na kolejne 4 dni
- szofer czeka pod szkołą i zabiera mnie prosto do nowego domu, który będzie ze mną dzielić piątka facetów
- przeżyć ten dzień .

- Susan, jedziemy już -do mojego pokoju wszedł tatko.- Na karcie masz pieniądze, będę tam co jakiś czas przelewał kolejne, żeby Ci niczego nie brakowało, kochanie .
- Dziękuję, tatku -uśmiechnęłam się.
- Przepraszam, że nie będę z Tobą podczas pierwszych dni w nowej szkole, że nie będę przy Tobie, ale praca... Liam to porządny chłopak i na pewno się Tobą zajmie ...
- Nie jestem już małą dziewczynką -przerwałam mu, krzyżując ręce na piersiach w geście oburzenia.
- Dla mnie zawsze będziesz moją małą Susie - mrugnął okiem. -On ma dbać o Twoje bezpieczeństwo. Wiesz, że ciągle musimy na Ciebie uważać, bo może Ci się coś stać przez KŁOPOTY Josepha. Ale nie martw się, nic Ci się nie stanie, bo zostawiam Cię w dobrych rękach. Dzisiaj też nie możesz zostać sama,więc będzie z Tobą pan Mark. Zadzwonię jutro wieczorem po spotkaniu, to powiesz czy Ci się tam spodobało. Kocham Cię -pocałował mnie w czoło i wyszedł z mojego pokoju.

Kiedy odjeżdżał samochodem, pomachałam mu. Zaraz po tym, usłyszałam pukanie do drzwi mojej sypialni.
- Proszę, może pan wejść -oznajmiłam, siadając na łóżku.
- Susan, jakby co ,jestem w salonie. Żebyś się nie bała, że jesteś sama - powiedział krótko.
- Oczywiście, panie Mark. Dziękuję- uśmiechnęłam się, po czym mężczyzna wyszedł.
Podniosłam się z łóżka i udałam do łazienki, gdzie wzięłam przyjemną kąpiel. Kolejne dwie godziny spędziłam przy czytaniu książki, po czym patrząc na zegarek ''21:30'' , nastawiłam na rano budzik, zeszłam na dół, krzyknęłam :
- Dobranoc , panie Mark !
- Wyśpij się , Sus ! - odpowiedział.
Udałam się do mojego pokoju, a dokładniej -do łóżka. Ułożyłam się wygodnie i zamknęłam oczy...

____________________________________________________________
Witajcie  :)
cieszę się, że mogę współpracować z dziewczynami  ;D
Mam nadzieję, że spodoba Wam się moje opowiadanie   :*
pozdrawiam <3
5 kom. = next    

PS
Przepraszam za wszelkie błędy stylistyczne, ortograficzne, interpunkcyjne i inne  ;)

sobota, 29 marca 2014

Murder Buisness - 8. " I See Fire "

- Już jesteśmy? - zapytałam Harrego, gdy w końcu auto zatrzymało się na jakimś pustkowiu. W odpowiedzi chłopak pokiwał głową i wysiadł z auta. Ja w tym czasie wyplątałam się z pasów, a Harry otworzył przede mną drzwi. 

Uśmiechnęłam się lekko i chwilę później stałam już na świeżym powietrzu. Tu naprawdę nic nie było... Trawa i pagórki, no i drzewa, ale mogłam wyliczyć je na palcach jednej dłoni. - Gdzie ty mnie wywiozłeś, Styles?
- Zobaczysz - puścił mi oczko i wziął za rękę, wplątując w nią swoje palce.
Nie wyrwałam jej z uścisku, gdyż mogłam zepsuć miłą atmosferę i trochę się bałam, że Harry coś mi zrobi. Po nim i jego wczorajszym zachowaniu nie wiedziałam, co mam myśleć... Raz był miły, a raz zachowywał się jak bipolarny dupek. Nie wiem, co u niego z mózgiem było nie tak.. To było aż zbyt podejrzane... - W tym czasie aż tam dojdziemy, możemy sobie kilka rzeczy.
- Tak... Chciałabym wiedzieć, co się dzieje - stwierdziłam pewnie, patrząc na jego skupioną i nieskazitelną twarz. - Kim jest Blaise i co ma ze mną wspólnego?
- Blaise jest francuskim gangsterem, jadącym na sterydach. Był wspólnikiem mojego ojca i Twojego za nim umarł...
- Skąd wiesz, że umarł? - spytałam go, zaskoczona że o tym wiedział.
- Jak już mówiłem, ja wiem wszystko - powiedział, wywracając oczami.
- Wszechwiedzący sukinsyn - szepnęłam pod nosem, cicho prychając.
- Mówiłaś coś?
- Nie, nie, kontynuuj - Uśmiechnęłam się lekko i za razem wymuszenie. 
- No więc... Blaise robił bardzo złe interesy z naszymi ojcami, a wkrótce i przez nie, mój ojciec zginął postrzeleniem przez jego człowieka, a matka nie wytrzymała z tęsknoty za tatą i... się powiesiła.
- O Mój Boże... To straszne - powiedziałam. - Przykro mi.
- I tak ich nienawidziłem... Byli dla mnie okropni, a ja dla nich - Harry mówił poważnie. Po jego minie widziałam, że nie darzył ich szczególnym uczuciem. Jego oczy były ciemne i nie mogłam nic z nich wyczytać. Nie wiedziałam, jak to było nie kochać swoich rodziców, bo moich kochałam bardzo.
- Jeśli mogę Cię zapytać... Co oni Ci robili? - Popatrzyłam na niego pytająco. Harry westchnął i pokręcił głową.
- To nie jest nawet warte wspominki. Tylko popsuje sobie humor - mruknął, zaczesując swoje loki do tyłu, by nie opadały mu na twarz. Albo byłam psychiczna, albo ten gest wydawał mi się bardzo seksowny, co wy na to? - Powróćmy do tematu : Twój ojciec zawarł z Blaisem jakąś umowę przed śmiercią, tylko w tym problem : Nie wiem jaką. Musieli to dobrze trzymać w tajemnicy przed resztą gangu...
- Jakiego gangu? O czym ty mówisz?
- Ty naprawdę o niczym nie wiesz... - odparł z niedowierzaniem. - Twój ojciec z Twoją matką byli w gangu Blaise jako jedni z najlepszych w Cheshire i ogółem w całym Londynie. Wszyscy się o nich bili... Aż pewnego, pierdolonego dnia oszukali Blais'a i wysadzili w powietrze jego chatę z całym dobytkiem i jego współpracownikami, po czym gdzieś z Tobą uciekli, lecz to była tylko kwestia czasu, gdy was znajdą i załatwią.
- Sugerujesz, że to oni ich zabili?
- Ha! Jestem tego pewny! Nie zdziwię, jeśli był to sam Blaise.
- Nie wierzę w to, co właśnie usiłujesz mi... przekazać... Cholera, to jednak nie było przypadkowe zabójstwo, tylko zabójstwo z premedytacją! - powiedziałam podniesionym głosem. 
- Taa, a psy na pewno Ci uwierzą, gdy nie masz dowodów, które w tej sprawie są jak złoty znicz z Harrego Pottera. Bez niego nie wygrasz, skarbie. 
- Boże... Harry, zmieńmy temat, nie chcę nawet o tym słyszeć - mówię, będąc w lekkiej rozsypce. Żyłam przez kilka lat w błędzie... Cholera, jakie mnie jeszcze tajemnice do okrycia czekały?!
- No to... jesteśmy - oznajmił mi i odgarnął przede mną gałęzie i przepuścił przodem. Moim oczom ukazał się piękny widok. Polana była posłana pięknymi kwiatami, słońce, które zachodziło powoli zza widnokręgu i rzucało ostatnie promienie na rośliny. Cały obrazek psuł wielki, szarobury magazyn, lecz zapomniałam o nim tak szybko, jak go zauważyłam.
- Wow, tu jest... pięknie - brakowało mi słów, patrząc w nieskazitelne, czyste niebo. - Ty, taki twardziel tu przychodzi?
- Znalazłem to miejsce podczas jednej z akcji... i od tamtej pory przychodzę tu, gdy chcę pomyśleć.
- Też chciałabym mieć takie miejsce, w którym... mogłabym pobyć sama, tylko z moimi myślami - stwierdziłam, wchodząc po stromej górce i w końcu usiadłam na jej szczycie, ciągnąc za sobą Harrego.
- Wiesz... Jeśli będziesz grzeczna i ładnie mnie poprosisz... To może się podzielę z Tobą tym miejscem - odparł z lekkim uśmiechem, padając obok mnie na trawie. 
- Poprosić? Pff... - Prychnęłam ze śmiechem, wyplątując palce z jego dłoni.
- Ktoś Ci pozwolił ją zabrać? - zapytał oburzony, biorąc moją rękę z powrotem.
- Harry, przestań... - Spróbowałam się mu wyrwać, ale nie dało rady. Był zbyt silny. - Jesteś strasznie uparty?
- I kto to mówi - Parsknął śmiechem Styles, a potem zamilkł. Czasami naprawdę go nie rozumiałam, był mega dziwny i pokręcony.
- Harry? - odezwałam się cicho, patrząc na niego kątem oka.
- Hm...? - Również na mnie spojrzał.
- Kim ty do cholery jesteś?
- Kimś, kto uratował Twoje piękne dupsko i teraz żyjesz - powiedział bez wyrazu. - A ty kim jesteś, Dexie Bermont?
- Kimś, kogo więzisz. 
- Nie robię tego bez powodu. Gdyby nie Blaise, już dawno bym puścił Cię wolno i pozwolił Ci odejść.
- To dlaczego tego nie robisz?
- Zadajesz zbyt wiele pytań, wiesz? - mruknął zirytowany, marszcząc czoło. - Nie lubię tego.
- Po prostu chcę wiedzieć!
- Wolałbym, aby te Twoje piękne usteczka zajęły się czymś innym, bardziej pożyteczniejszym - Zauważyłam, że szyderczo się uśmiecha. Automatycznie się zamknęłam i obserwowałam nasze splecione dłonie. To też było... dziwne. Joshua nigdy tak... czule nie trzymał mojej ręki... Czyżbym nie zauważyła takich rzeczy, których dopatrzyla by się każda dziewczyna w związku? - Widzisz? Podziałało.
- Nie komentuj - Wywróciłam oczami.
- Nie rób tego - warknął, biorąc mój podbródek dwoma palcami i po czym dodał. - Wtedy zachowujesz się jak suka. 
- Będziesz mi rozkazywać? 
- Jak będzie trzeba, to tak - Mówił poważnie. On oszalał? Myślał, że będzie mną rządził? 

Chyba go jaja bolały.


- Daj mi spokój - zwinęłam się w kłębek i odwróciłam w drugą stronę, ignorując go jak mała dziewczynka.

- Och, przestań, proszę Cię... Nie zachowuj się jak dziecko.
- Ja zachowuję się jak dziecko?! - krzyknęłam, nawet na niego nie patrząc. - To ty mi stawiasz jakieś głupie zasady, a nie ja Tobie! 
- Robię to dla Twojego dobra.
- Mojego? Zachowujesz się jak niedojrzały, rozpieszczony szczeniak! 
- Ja? - Z dzikim śmiechem znalazł się raptownie nade mną, przygniatając moje ciało swoim, bardziej masywnym i umięśnionym. - Jestem rozpieszczonym szczeniakiem? 
- Tak! Znam Cię od kilku dni, a mam Cię już serdeczny dość! 
- Gdyby nie ja, Ciebie już by Cię tu nie było i oboje doskonale to wiemy. Więc okaż mi choć odrobinę szacunku, że tamta banda popierdoleńców Cię nie zastrzeliła, albo Bóg wie co by jeszcze zrobiła. 
- Wolałabym, aby mnie zabili - powiedziałam bez zająknięcia się, na co Harry odrobinę zbladł. - Gdybyś miał tą swoją cholerną odwagę, nawet teraz rozwaliłbyś mi łeb, a nadal tego nie zrobiłeś. Jesteś tchórzem.
- Mam Ci pokazać jaki ze mnie tchórz? Chcesz być bardziej fioletowa na twarzy? - fuknął, głaszcząc mój policzek, po czym go pstryknął go, na co zadrżałam.
- Nie dotykaj mnie - szepnęłam, zabierając jego rękę ze swojej twarzy. 
- Bo co mi zrobisz? - Chwycił mnie za włosy i przyciągnął do siebie, przez co głośno jęknęłam. - Znowu walniesz mnie w jaja? Tym razem Ci się to nie uda, inaczej pożałujesz, że się urodziłaś.
- Już tego żałuję - syknęłam, patrząc na niego wzrokiem pełnym obrzydzenia. Nienawidziłam tego gościa. Gardziłam nim, miałam ochotę zabić na wszelkie sposoby, aby po prostu zniknął z mojego życia. Joshua nigdy by mnie tak nie potraktował, choć poleciał do innej, gdy tylko nadarzyła mu się okazja... Co było ze mną do cholery nie tak?!
- Czemu... płaczesz? - zapytał mnie Harry, będąc już bardziej opanowany. - Ja... Przepraszam, nie wiedziałem co robię...
- Nie... To ja jestem dziwna... Cholera - przeklęłam pod nosem, siadając, a Harry zszedł ze mnie.
- Ej, co jest? - spytał ponownie, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Nic... Po prostu wszystko się na mnie zwaliło za jednym zamachem... Trudno mi jest być teraz wśród was z myślą, że coś może mi się stać... I przy okazji wam.
- O nas się nie martw, słodka - Styles cicho się zaśmiał. - Z chłopakami damy sobie radę. Nie od tak jesteśmy najgroźniejszym gangiem w Cheshire...
- Gangiem?
- Tak, a co myślałaś? Że zabijamy od tak? Bez powodu? - Parsknął, wywracając teatralnie oczami. - Na Blaise'a szykujemy się już sporo czasu, a teraz mamy do tego idealny motyw.
- A jeśli zrobią wam krzywdę?
- Nie z takich rzeczy się wymigiwaliśmy, uwierz mi...  Ty nie musisz się martwić o to, czy coś się nam stanie... Wszyscy martwią się teraz tylko o Ciebie. Czuję się nawet przez to trochę zazdrosny, bo to ja zazwyczaj jestem tylko w centrum uwagi.
- Martwią? - Prychnęłam. - Jakoś po chłopakach tego zbytnio nie widać.  
- Oni tylko tak wyglądają. Na serio się o Ciebie troszczą. Jesteś ich... siostrą.
- To brzmi dennie.
- Wiem - Harry zachichotał. - Ale taka jest prawda. Jesteś teraz częścią naszej rodziny, Dexie.
- Nie wiem czy do was... pasuję. Nie jestem taka jak Eleanor, czy Sophia...
- Ne dla mnie - Jego słowa lekko mnie zszokowały. Skąd wzięło go... na nagłe wyznania? - Od miesięcy szukam Cię po całym Londynie, by... Cię chronić, okay? Chcę, byś była bezpieczna u mojego boku. 
- Harry...
- Wszystko będzie dobrze. Nikt się do Ciebie nie zbliży, gdy będę koło Ciebie. Będę Twoim ochroniarzem, dwadzieścia cztery godziny na dobę i przenigdy Cię nie zostawię w sytuacji bez wyjścia. Zbyt długo Cię szukałem, bym teraz od tak miał zrezygnować. Od teraz będę o Ciebie dbał, tak jak na rodzinę przystało, okay? Nie musisz się już mnie bać... Rozumiesz? - Pokiwałam lekko głową, siedząc cichutko, nawet chwilami nie oddychając. Słuchałam Harrego jak zaczarowana. - To świetnie - Jego kąciki ust delikatnie się podniosły ku górze. - Ale to nie zmienia faktu, że dam sobą pomiatać.

I wróciliśmy do punktu wyjścia.



*********************
Oto nowy rozdział!! Jak się podoba? :D Czy tylko ja lubię, gdy Harry ją tak straszy, a potem przeprasza? :D Wydaje mi się to... słodkie, na swój sposób oczywiście. :) xD


15 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!!! :* <3

Komentujcie <3

Hazza__69

Murder Buisness - 7. " Disturbia "

Rano obudził mnie zapach spalenizny, który drażnił moje nozdrza i wybudzał mnie stopniowo ze snu. 

Tego dnia czułam się jeszcze gorzej, niż poprzedniego. Moje ciało było niewyobrażalnie ociężałe i paliło mnie od środka. Nadal nie mogłam zrozumieć intencji Harrego, dla której zbił mnie na kwaśne jabłko. Czyżby nie trzymał zasady, że kobiet się nie bije? 

Jeśli już mówimy o nim... Jego głowa leżała na moim brzuchu, a swoje ręce trzymał na udach, przyjemnie je głaszcząc opuszkami palców. Pod wpływem jego dotyku, głęboko zadrżałam i delikatnie zabrałam jego ciało ze mnie, po czym wstałam i po cichu podreptałam do łazienki, zamykając się w niej na zamek, by przypadkiem Styles nie wparował do środka bez zapowiedzi. Postanowiłam wziąć prysznic, i tak zrobiłam.
Gorące strumienie wody, które padały z prysznica na moją skórę, przynosiły mi ulgę i ukojenie. Chociaż wtedy na chwilę ból znikną i mogłam się poczuć rozluźniona. 

Wszystkie napięcia znikły i na moment zapomniałam, co się stało wczoraj. Chciałam to wymazać z pamięci. To jak Harry przepraszał mnie przed snem... Nie wiedziałam, czy mogłam mu wierzyć, czy mogłam mu wpełni zaufać... To jak mnie potraktował, było po prostu niedopuszczalne. 

W pewnym momencie moich rozmyślałam, poczułam jak coś głaszcze mnie po talii, a na pośladki napiera coś... dużego. Jak poparzona odwróciłam się w tamtą stronę i ujrzałam Harrego... Nagiego... Tuż za mną... O Mój Boziu...
- Co ty tu robisz?! Wyjdź! - pisnęłam zakrywając rękoma swoje piersi. - Jak tu wszedłeś?! 
- Najwyraźniej nie umiesz zamykać drzwi, sweetie - mruknął, przyciskając mnie do siebie ponownie plecami i jego usta zaczęły sunąc po mojej szyi.
- Puść mnie - warknęłam, waląc go łokciem w żebra, ale jego uścisk stał się jeszcze mocniejszy. - Proszę, zostaw mnie w spokoju.
- Jesteś taka piękna... Gdyby nie to, że jest kontuzjowana, wziąłbym Cię teraz od tyłu wiesz? - Na dowód naparł na mnie i poczułam jak jego przyrodzenie wkrada się między moje nogi. Wstrząsnął mną dreszcz strachu.
- Zzostaw mnie - jęknęłam, szarpiąc się z nim.
- Pozwól mi zrobić Tobie dobrze, kochanie...
- Zostaw mnie! - wrzasnęłam, wyrywając się z jego objęć i wyskoczyłam z kabiny, narzuciłam na siebie jakiś pierwszy lepszy szlafrok i wybiegłam z łazienki, kierując się do sypialni Harrego, gdzie tym razem zamknęłam się na klucz i dwa razy sprawdziłam, czy Harry się do niego nie wkradnie.
- Dexie, otwórz natychmiast! - Harry krzyknął i walnął z całej siły.
- Daj mi się ubrać! - odkrzyknęłam, siadając na łóżko i schowałam posiniaczoną twarz w dłoniach.
- Otwórz, proszę. Nic Ci nie zrobię - Harry uspokoił się, wyczułam to po tonie jego głosu. - Przesadziłem, wpuść mnie, proszę.
- Harry, odejdź - powiedziałam na tyle głośno, by mnie usłyszał.
- Proszę Cię... 
- Nie - odparłam pewna siebie, opatulając się puchowym szlafrokiem.
- Dexie, skarbie... Otwórz, obiecuję Ci, że nic Ci nie zrobię. Nawet Cię nie dotknę, jeśli nie będziesz tego chciała.
 - No nie wiem... - Zawahałam się. 
Dexie, bądź twarda! Nie możesz być na każde jego zawołanie!
- Proszę... - W końcu podniosłam się i powoli podeszłam do drzwi, otwierając je. Harry miał na sobie tym razem tylko szare dresy, a jego loki wciąż były mokre od wody.
Niemal od razu Harry mnie do siebie przytulił, co mnie bardzo zaskoczyło. Lekko opatuliłam ramionami jego nagie, umięśnione plecy i wtuliłam głowę w jego ciepłą pierś, a łzy ciekły mi po policzkach strumieniami, lecz szybko je ścierałam, by nie było nawet po nich śladu.

Tak... Byłam słaba...  

- Przepraszam Cię za wszystko, Dexie... Popełniłem błąd... Żałuję, że Cię biłem, na prawdę... Wybacz mi...
- Dlaczego to zrobiłeś? 
- Nie wiem... Czasami mam swoje momenty... Dexie?
- Tak? - spojrzałam na niego.
- Mogę Cię... zobaczyć? Zobaczyć co Ci zrobiłem? - zapytał mnie niepewnie, odgarniając moje włosy z szyi, która też była pokryta siniakami. Skinęłam głową i spuściłam wzrok na swoje dłonie, a natomiast ręce Harrego zaczęły delikatnie obsuwać szlafrok z moich ramion. Jego palce leciutko muskały moją podrażnioną skórę. Jego dotyk o dziwo przynosił mi dziwną ulgę. - To na prawdę ja? - Harry nie dowierzał. Niechętnie pokiwałam głową. - Przepraszam...
- Spokojnie, nie przejmuj się. Każdemu się zdarza - stwierdziłam, z powrotem obwiązując się szlafrokiem. Co jak co, ale czułam się skrępowana, bo byłam tylko w szlafroku i bez niczego innego.
- Nie, nie prawda. Jestem psychicznym dupkiem, który pobił dziewczynę, a tego nie robi... Złamałem zasady mężczyzny... Skatowałem kobietę... - Naprawdę, serce bolało mnie na widok załamanego Harrego i nad tym, jak się użalał. Widziałam, że żałuje. - Wybaczysz mi? 
- Musisz na to zasłużyć. To co zrobiłeś... Bardzo mnie skrzywdziło, a tak na serio nic Ci nie zrobiłam, tylko uderzyłam w krocze, za co też Cię przepraszam.
- Należało mi się... Mogę Ci to jakoś wynagrodzić? Gdzieś Cię zabrać? 
- Na razie nie chcę pokazywać się wśród ludzi, zozum mnie. Nie wyglądam teraz najlepiej.
- To zabiorę Cię w miejsce, gdzie nikt nas nie znajdzie.
- W Cheshire? Żarty sobie robisz?
- Zobaczysz, jak ze mną pojedziesz - Harry lekko się uśmiechnął, przez co na jego policzkach pojawiły się urocze dołeczki. - To jak?

***
- Nie wierzę, że siedzę z Tobą w jednym aucie i normalnie ze sobą rozmawiamy, wiesz? To aż dla mnie nieprawdopodobne - powiedziałam, padając na miejsce pasażera i zapięłam pasy.
- No cóż... Może wyglądam na Bad Boy'a, ale po części nim nie jestem, tylko nikomu nie mów, bo to moja tajemnica - odparł, gdy zasiadł za kierownicą z zawadiackim uśmiechem. Harry wsadził kluczyki do stacyjki, odpalił samochód i ruszyliśmy. 

- Gdzie chcesz mnie wywieść? 
- Niespodzianka - puścił mi oczko i wyjechał na drogę.
- Nie lubię niespodzianek - jęknęłam, podciągając nogi pod brodę.
- Musisz przeżyć tą godzinę.
- Godzinę?! - pisnęłam, a Harry się zaśmiał. 
- Tak. Po drodze zajedziemy jeszcze po kawę i po coś do jedzenia, bo pewnie jesteś głodna.
- Jak wilk.
- Domyślam się - wykrzywił twarz w grymasie i przyśpieszył. Przez następne minuty tkwiliśmy w ciszy. - Opowiedz mi o sobie - odezwał się Harry w pewnym momencie.
- Po co? Powinieneś wszystko o mnie wiedzieć, jeśli mnie znalazłeś.
- Chcę wiedzieć, czy to jest prawdą. Bo wiesz, możesz nie być Dexie Bermont, którą szukałem.
- Bez przesady - Westchnęłam, zaczesując włosy do tyłu.
- To mów. Chętnie posłucham.
- Od czego mam zacząć? 
- Na przykład... kiedy się urodziłaś?
- Siedemnastego czerwca.
- Masz dziewiętnaście lat, prawda? 
- Tak, jeszcze nie skończone.
- Mm... Gorąca osiemnastka, smakowicie - mruknął z szerokim uśmiechem. 
- Nie masz na co liczyć.
- Jeszcze się przekonamy - odparł, rozbawiony.
- Sugerujesz, że Ci się oddam? - Zdziwiona, popatrzyłam na niego szerokimi  oczami. 
- Prędzej, czy później - Harry ponownie się zaśmiał i położył rękę na moim udzie. 
- O cholera... - mruknęłam pod nosem, prostując się. - Harry...
- Spokojnie, jeszcze sama będziesz mnie prosić o to, bym zrobił Ci dobrze, kochanie - zabrał ode mnie rękę i położył ją na kierownicy.
- W Twoich snach.


********************************
Co będzie dalej? Dowiecie się w następnym rozdziale :) Bardzo cieszę się, że czytacie Murder Buisness, ale proszę was : Czytajcie też Dark Angel - Liam Payne :) Wiem, że to nie jest to samo co Angry, ale to opowiadanie również jest warte uwagi, na które poświęciłam trochę czasu :)

Kochani, z faktu, że się ostatnimi czasy straszliwie nudzę, od teraz możecie zadawać mi pytania w komentarzach, pod swoją opinią rozdziału :) I przy okazji dowiedziecie się o mnie kilku faktów :D xD 

12 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!! :* <3

Komentujcie <3


Hazza__69

niedziela, 23 marca 2014

Murder Buisness - 6. " Hell "

- Panie przodem – Harry jak poprawny gentleman otworzył przede mną drzwi od najbardziej drogiej restauracji, jaka mogła być w Cheshire. Czy on kompletnie zwariował?
- Od kiedy jesteś taki kulturalny Każdy tu i tak wie, że jesteś nietaktownym sukinsynem – odparłam, zgrabnie przechodząc przez próg lokalu, lecz poczułam mocny uścisk na swoich nadgarstkach, a usta Harrego znalazły się tuż obok mojego ucha.
- Nie mów do mnie takim tonem, ja nie będę na to pozwalał – warknął, a jego druga dłoń zacisnęła się na mojej sukience, w okolicach talii. – Teraz pójdziesz grzecznie do stolika i przez resztę wieczoru spróbujemy być dla siebie mili, tak?
- Może – syknęłam, a on tylko wzmocnił uścisk.
- Zła odpowiedź. Musisz być grzeczna i słuchać się mnie, rozumiesz? Nie lubię nieposłuszeństwa i chcę, byś przestrzegała moich zasad.
- A kim ja jestem, żeby Cię słuchać? Psem? - warknęłam, waląc go łokciem w żebra, lecz nadal trzymał mnie w mocnym uścisku.
- Tak, i to w dodatku suką - powiedział z fuknięciem, po czym dodał. - Teraz usiądziesz ze mną przy stoliku i zjemy spokojnie kolację, tak?
- Nie możesz mi rozkazywać, mogę robić co mi się żywnie podoba.
- Nie tutaj, nie przy mnie, ani w obecności dziewczyn i chłopaków. Nie chcesz chyba, abym wprowadził Ci zasady, co? A są one bardzo surowe, a kary... - Wzrok Harrego zmienił się w bardziej pożądliwy. - Są niesamowite.
- Zależy dla kogo, palancie - odparłam jadowicie i nim zdążył zareagować, walnęłam go nogą prosto w przyrodzenie i gdy tylko mnie puścił, wybiegłam z lokalu, kierując się przed siebie najszybciej jak tylko mogłam.
Pod wpływem adrenaliny  moje nogi poruszały się szybciej, niż kiedykolwiek wcześniej.
- Dexie! - usłyszałam głośny wrzask Harrego i głośne kroki, jakie za mną wydawał. Przyśpieszyłam i wbiegłam w jakąś alejkę, co gorsza : ślepą. Jęknęłam zrezygnowana i zaczęłam się rozglądać za jakąś drogą ucieczki, ale nic takiego się nie pojawiło. Tylko bruk i smród dookoła.
- Cholera! - syknęłam pod nosem, a mój oddech zadrżał.
- Tu jesteś, sweetie - Groźny głos Harrego rozniósł się w powietrzu, a mną wstrząsnęło. Odwróciłam się powoli w jego stronę i ujrzałam jego twarz wykrzywionej w wściekłości i grymasie bólu po moim uderzeniu w krocze. - Teraz już mi nie uciekniesz - Jego nogi stawiały w moją stronę długie i szybkie kroki, aż w końcu zaczęłam iść tyłem i po jakimś czasie uderzyłam o ścianę plecami. - Strach Cię obleciał? - zadrwił, doskakując do mnie i przygwoździł mnie do bruku jeszcze mocniej. - To co teraz mi powiesz? Co? - Jego dłoń wylądowała ze świstem na moim policzku, zostawiając na nim czerwony ślad. Nie wierzyłam w to, co się stało... Joshua nigdy mnie tak nie potraktował. Nigdy nie mnie uderzył, choć postępował jak cham.
Patrzyłam na Harrego szeroko otwartymi oczami ze zdziwienia. Jak mógł mi to zrobić? - Zabolało? - Harry uderzył mnie ponownie, tym razem w brzuch. Chciałam się zwinąć z bólu w kłębek, lecz Harry mi to uniemożliwił i pociągnął mnie za włosy, jak lejce. Krzyknęłam naprawdę głośno i miałam skrytą nadzieję, że ktoś pomoże mi  uwolnić się od tego skurwiela, lecz nic takiego nie nadeszło. - Może to nauczy Cię, że ze mną się nie zadziera, skarbie - Ton jego głosy był jadowity i przyprawiałby o dreszcze każdego, kogo by napotkał na swojej drodze. - Ja tu chcę Ci się pomóc zaadaptować, a ty mi takie numery wykręcasz? Myślisz, że co? Że wrócisz do Joshuy, a ten przyjmie Cię z otwartymi ramionami i ciepło powita? Gówno prawda! Gdybyś się nie domyślała : Zdradzał Cię na okrągło. Codziennie wieczorem widziałem go w klubach lub w jak jechał do burdeli. Nie kochał Cię i nigdy nie chciał pokochać. Miał. Cię. Głęboko. Byłaś dla niego niczym - Na dźwięk tych słów, łzy samowolnie wpłynęły do moich oczu i poleciały ciurkiem po policzkach.
- Kłamiesz. Znam Joshuę dłużej od Ciebie i wiem jaki jest! - stęknęłam.
- Aha, znasz go z pewnością lepiej ode mnie - powiedział z ironią i puścił moje włosy, przenosząc dłonie na talię, wbijając w nią palce.
- Puść, to boli - jęknęłam, próbując się mu wyrwać. Harry z groźnym śmiechem przybliżył usta do mojego ucha, odwrócił mnie do siebie plecami, gdzie ponad szyją poczułam jego ciepły oddech.
- I ma boleć - zamruczał i kopnął mnie nogą w tył pleców, przez co zgięłam się w pół i padłam na kolana z hukiem. Ponownie jęknęłam z bólu. - Nie jestem typem mężczyzny, który głaszcze dziewczynę po główce... Gdybym chciał, mógłbym Cię zniszczyć i to nawet teraz.
- To po co w ogóle mnie ratowałeś u mnie w domu, huh? - zapytałam go przez zaciśnięte zęby. - Mogli mnie zastrzelić, to byłoby o wiele lepsze, niż przebywanie z Tobą.
- Auć - Harry zachichotał. - Nie rań mnie, wiesz, że to brzydkie? Kobiecie nie przystoi.
- A wam tak? - warknęłam i z ukosa spojrzałam na niego, przez co oberwałam w plecy. Stłumiłam w sobie krzyk, ale pozwoliłam sobie na jęk, który wykradł się spod moich warg.
- Pozwoliłem Ci się odzywać, naiwna suko? To dopiero początek, więc dzisiaj długo nie będziesz spała...

***
- Cholera, co Ci się stało dziewczyno?! - krzyknął Niall na mój widok, gdy w nocy Harry ze mną w końcu skończył i zasnął, a mi się udało wyjść z sypialni i zeszłam do kuchni, gdzie był Niall i dziewczyny. Nie wiem, która była godzina... Byłam zbyt obolała, by cokolwiek wiedzieć lub... czuć. 


To był dla mnie szok. Nie wiedziałam, co go napadło... Dlaczego mnie tak potraktował? Dlaczego zbił mnie jak małe dziecko?

- Nie widzisz? - Prychnęłam, z trudem opierając się o blat kuchenny plecami, które niewyobrażalnie piekły.
- Co Ci on zrobił... - jęknęła Eleanor, podchodząc do mnie i dotykała delikatnie moje rany na rękach i twarzy. - Co za...
- El - ostrzegł ją krótko Niall, patrząc na nią wymownie.
- No co? Potraktował ją jak śmiecia, jak worek bokserski... Chodź, opatrzę Ci te rany.
- Nie trzeba, poradzę sobie... I tak boli mnie już mniej, niż kilka godzin temu - skłamałam. Wszystko bolało mnie niemiłosiernie mocno, ale nie chciałam wyjść za słabeusza.
- Dlaczego to zrobił? - zapytała Perrie, patrząc na mnie ze współczuciem w oczach.
- Byłam mu nie posłuszna... Uciekłam mu - odparłam, wzruszając ramionami.
- Uciekłaś?! - powtórzyła z niedowierzaniem Sophia, podniesionym głosem. - Jesteś idiotką, czy co?!
- Nie wiem, co mnie napadło... Teraz tego żałuję i to bardzo...
- Boli Cię? - spytał mnie Niall. W jego tonie głosu nie było nic niepokojącego. Był spokojny i... normalny. W odpowiedzi pokiwałam głową i... rozpłakałam się.
Nie miałam na nic siły. Czułam się kompletnie upokorzona i wykorzystana przez życie. El od razu mnie przytuliła i pozwoliła wypłakiwać mi się w swoje ramię, plamiąc jej koszulkę nocną moimi, słonymi łzami.
- Będzie dobrze, kochana... Harry nie wiedział co robi... To te jego alter ego, nad którym żadne z nas nie potrafi zapanować, on taki w rzeczywistości nie jest... - tłumaczyła go El, ale ja po dzisiejszym jego wybryku wiedziałam swoje i w najbliższym czasie nie miałam zamiaru się do niego zbliżać. Zbyt dużą krzywdę i wyrządził, bym mogła z nim normalnie i spokojnie rozmawiać.
- Proszę Cię... Nie chcę z nim spać w jednym łóżku... Nie po tym, co mi zrobił... Boję się go - wyszeptałam w jej ucho, płaczliwie.
- Musisz, inaczej sam Cię przyniesie - mruknęła.
- Nie mogę spać na kanapie w salonie?
- Nie, niestety. Dasz sobie radę - Pogłaskała mnie delikatnie po łopatkach i pomogła wejść na górę, po czym obie weszłyśmy do sypialni  " swoich " chłopaków, choć Harry nim nie był i z pewnością nigdy miał nim nie być.

Prędzej nadszedłby pierdolony koniec świata...

Harry nie spał. Leżał z założonymi rękoma i patrzył się w sufit, a lampka na szafce nocnej delikatnie rozświetlała pokój. Gdy tylko przekroczyłam jego wzrok padł na mnie. Jego oczy obiegały moje ciało ślamazarnie, co mnie niepokoiło. Co jeśli znów miałam dostać, tym razem  za wyjście z sypialni?
- Ja, przepraszam... Myślałam, że spałeś... Poszłam tylko do łazienki - udało mi się powiedzieć w miarę normalnie, bez zająknięcia się. Harry tylko pokiwał głową i poklepał miejsce obok siebie na łóżku. Przełykając głośno ślinę, ruszyłam w jego stronę niepewnie i z lekką obawą przed następną turą uderzeń i wyzwisk w jego stronę. Po chichu położyłam na leżysku, po drugiej stronie, jak najdalej Harrego, odwrócona do niego plecami i zwinęłam się w kłębek, na co poczułam przeraźliwy ból wzdłuż pleców i jęknęłam na tyle donośne, że usłyszał to Harry.
- Coś Cię boli? - zapytał mnie i jego ramiona przyciągnęły mnie do siebie w opiekuńczym geście.
- Wszyy...stko - ziewnęłam cicho, patrząc na niego kątem oka.
- Dexie, ja... kurwa, nie chciałem Ci tego zrobić... Cholera, na prawdę Cię przepraszam - powiedział, a jego ból mogłam wyczuć w głosie na kilometr. - Gdy teraz patrzę na Ciebie, nie wierzę, że to ja... Przepraszam Cię... wybaczysz mi? - Harry pogłaskał mnie po włosach prawą ręką, a drugą gładził moje obolałe plecy.
- Nie wiem, Harry... Za dużo się dziś wydarzyło, to jest dla mnie... za wiele. Nikt mnie nigdy tak podle nie potraktował, jak właśnie ty - mój głos się łamał, a ja nie potrafiłam tego powstrzymać.
- Ej, ej... Proszę Cię, tylko nie płacz - Harry bardzo delikatnie mnie przytulił, a jego loczki łaskotały moją twarz. - Na prawdę żałuję tego, co Ci wyrządziłem...
- Nie tłumacz się... Daj mi po prostu iść spać i zapomnieć o tym dniu - poprosiłam go płaczliwie.
- Dobrze, sweetie... Śpij już - Harry otulił mnie kołdrą i wtulił swój wyrzeźbiony bok. Gdy tylko zamknęłam oczy, otumaniona zmęczeniem i bólem zasnęłam.


******************************************
Ta dam! Oto ogromna DRAMA TIME! :P Jak się wam spodobało? Ostrzegam was, że takich rozdziałów będzie jeszcze baardzo duużo :)

Mam dla was niespodziankę!! :)

Oto oficjalny zwiastun Murder Buisness :

https://www.youtube.com/watch?v=cRJR50OKKuE&feature=youtu.be


11 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!! :* <3

Komentujcie <3

Hazza__69

czwartek, 13 marca 2014

Murder Buisness - 5. " Inviting For Dinner "

- Cco…? – zapytałam z niedowierzaniem, słysząc słowa, które ulotniły się z jego soczystych ust. Powoli obróciłam się w jego stronę i coś mi w nim nie pasowało.

Po jego ręczniku nie było nawet śladu… Był kompletnie nagi.

- O mój Boże… - Wciągnęłam powietrze i natychmiast zasłoniłam oczy dłonią. – Harry proszę, ubierz się…
- Coś Ci powiedziałem? Chodź tu do mnie – powiedział dobitniej i poczułam jak jego ręce zaciskają się wokół mojej talii, zamyka drzwi na zatrzask i przyciąga mnie do siebie tak, że byłam oparta plecami o jego mokry od kąpieli tors. Mimo chodem wyprostowałam się jak struna i spięłam, bo to było coś nowego. Joshua nigdy tak wobec mnie nie postępował, szanował mój wybór, ale po tym jak mnie zdradził, zdałam sobie sprawę, że tak nie było. – Miło, czyż nie?
- Ehm… - nie zdołałam nic z siebie wydusić, bo usta Harrego znalazły się na mojej szyi, a mi wyrwał się jęk. 
- Pachniesz bardzo ładnie, Dexie… - wyszeptał w moją wrażliwą skórę i przyssał się do niej. Z głębi mojego gardła wychodziły niechciane jęki, a po ciele roznosiło się przyjemne ciepło, którego wręcz nie mogłam znieść. – Joshua potrafił Cię doprowadzić do takiego stanu, jak ja teraz Ciebie? – zapytał, gryząc mój czuły punkt, wykorzystując przy tym również język. – Odpowiedz.
- Nie, nie potrafił – wydyszałam, wyginając się w łuk. Moje słowa naprawdę mnie zaskoczyły. Przecież tak jakby nadal kochałam Josuhe… Więc, dlaczego to powiedziałam?
- Wiedziałem – Wyczułam, że Harry się uśmiecha, a jedna z jego dłoni wślizgnęła pod moją bluzkę, którą miałam na sobie. Palcami śmigał po moim brzuchu z niezwykłą delikatnością, dając mi przy tym niemałą przyjemność.
- Harry… Zzostaw mnie – odparłam, wierzgając się w jego ramionach, próbując się wyrwać.
- Przestań się wiercić, Dexie, bo zaraz sprowadzić mnie na kraniec wytrzymałości – warknął do mojego ucha i przygryzł jego płatek, na co ponownie jęknęłam. – Przez następne dni będzie tego o wiele, wiele więcej. Nauczę Cię wszystkiego, doświadczysz tyle namiętności, niż przez ten Twój zmarnowany czas z tym chujem. Ile byliście w związku? Rok?
- Dwa lata – odpowiedziałam z trudem, po tym, jak jego palce musnęły moje piersi okryte stanikiem.
- Tyle czasu na takiego dupka… To musiało być okropne, prawda? Przykro było Ci na niego patrzeć, jak przystawiał się do innych lasek, które mu dadzą, a ty nie?
- Tak… - Westchnęłam przeciągle.
- Twoje życie teraz się zmieni, a ja… - Harry oderwał się od mojej szyi i odwrócił w swoją stronę. – Ci  w tym pomogę, moja sweetie.

***

Następny dzień okazał się być najnormalniejszym, jaki przeżyłam w ciągu tych wszystkich dni. Owszem, prawie cały czas siedziałam zamknięta w sypialni Harrego, w której jak na moją niekorzyść musiałam spać i to na dodatek w jego łóżku, ale to jeszcze mogłam przeżyć, choć i tak innego wyboru nie miałam : Na kanapie spać mi nie pozwolił, a na podłodze nie byłoby mi wygodnie. Harry spisał na mnie taki, a nie inny wyrok.

Dlaczego nie opuściłam pokoju Styles’a? Czułam się strasznie nieswojo w towarzystwie chłopaków. Nie wiem, jak El, Sophia i Perrie sobie z tym wszystkim radziły, ale ja tak od tak nie mogłam porzucić swojego dawnego życia tylko dlatego, że komuś zachciało się mnie prześladować i bawić się w kotka i myszkę. Chciałam iść do szkoły, nawet złożyłam do jednej podanie, lecz w tamtym momencie chyba wszystkie moje plany były porażką. Czy dziewczyny też musiały zrezygnować z tych przywilejów i przystosować się do tych nowych, postawionych przez chłopaków? Czy też miało mnie to czekać? Tak zwane, życie na krótkiej smyczy?

- Jesteś głodna? – Po południu wpadła do mnie Perrie z dziewczynami, mając przy sobie talerz z rozmaitymi fastfoodami, na które śliniłam się jak pies.
Pokiwałam ochoczo głową, na co cała trójka weszła do środka i rozłożyła się ze mną na dywanie i objadałyśmy się żarciem przygotowanym przez chłopaka El, Louis’a. Co jak co, ale gotował wybornie.
- Serio to zrobiłaś?! – zaśmiałam się głośno z pozostałymi. – Obciągnęłaś mu pod stołem przy jego rodzicach na obiedzie?!
- No co? Tak długo mnie prosił, że nie mogłam się powstrzymać, a odmawiać nie potrafię – Perrie poruszała zabawnie brwiami i wybuchła ponownie śmiechem. – A Tobie jak idzie z naszym kochanym Harrym?
- Że… Co idzie? – zapytałam zdezorientowana, przechylając głowę na bok.
- Nie udawaj, że tego nie widzisz. Podobasz mu się – powiedziała z nutą wesołości w głosie, a na jej bladej twarzy zagościł uśmiech. – Gdybyś nie była mu obojętna, nie przyprowadziłby Cię tutaj.
- Ale, Perrie… My się prawie nie znamy, ani nic z tych rzeczy…
- No i co? Tutaj, w tej dzielnicy, w tym życiu wystarczy jeden gest, lub oznaczenie… I jesteś czyjąś własnością.
- Nie jestem przedmiotem, aby mnie tak nazywać – odparłam z prychnięciem, zakrywając dyskretnie swoimi włosami szyję, by ukryć dowody rzeczowe, jakie wczorajszego wieczoru pozostawił po sobie Harry i jego usta.
- Nie zdziwię się, jeśli Harry już Ciebie wybrał. Tylko czekać, aż nasza Dexie pojawi się u nas z naznaczeniem – stwierdziła Sophia, chichotając. Tak, a bo to było bardzo zabawne. Ha ha, boki zrywać.
- Marzę o tym – powiedziałam z udawaną irytacją i zaczęłam konsumować jednej z mniejszych kawałków pizzy.
- Opowiedz nam trochę o Joshu’ie – odezwała się w pewnym momencie Eleanor, patrząc na mnie z ciekawością.
- Ale po co? – spytałam, siadając po turecku, bawiąc się swoimi palcami. – Nie chcę o nim mówić… Minęło zbyt mało czasu.
- Wiemy, ale nam możesz powiedzieć, wygadać się i zobaczysz : Od razu Ci ulży – Eleanor pogłaskała mnie po plecach, uśmiechając się zachęcająco.
- Nie wiem czy to jest dobry… - zaczęłam, lecz do pokoju weszła nowa postać z zabójczymi lokami. Harry ubrany był w czarne rurki, które podkreślały jego nogi, w biały, obcisły T-Shirt i trampki, a na swoich włosach miał bandankę w amerykańskim wzorze.
Na jego widok poczułam, jak lekkie rumieńce wyłaniają się na moją twarz. 

Cholera, co się ze mną działo?

- Przeszkadzam? – zapytał z anielskim i tajemniczym uśmiechem. Pokręciłam głową i wstałam z podłogi. – Świetnie… Co powiesz na to, abym zabrał Cię na kolację?
- Kolację? Teraz? – odpowiedziałam mu pytaniem, totalnie zdziwiona.
- No dam Ci chwilę na przygotowanie, dziewczyny też wychodzą z chłopakami do kina – odparł melancholijnie. – Więc…? Pójdziesz ze mną?
- Ja…
- Tak! – wtrąciła mi się w zdanie Perrie, znajdując się u mego boku wraz z El i Sophią. – Będzie gotowa za pół godziny.
- Super – Harry posłał mi szeroki uśmiech i wyszedł, zostawiając mnie osłupioną i zaskoczoną jego nagłym zaproszeniem. Powoli obróciłam się w stronę dziewczyn, patrząc na niego spode łba.
- Czy wy to naprawdę zrobiłyście? – warknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Dexie, nie przesadzaj! Harry to porządny gość i będzie traktował Cię jak księżniczkę, zobaczysz!
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Znam Harrego od dziecka. Byliśmy dla siebie jak rodzeństwo i znam go lepiej, niż wszyscy inni. Zaufaj mi. Owszem, ma bardzo wybuchowy charakter, czasem jest on nie do wytrzymywania, ale co ja mam na to poradzić? Harry miał ciężkie życie i ciągle się broni. Gdy dowiedział się o Tobie… - I przerwała.
- Co? Mów dalej – zachęciłam ją.
- Niee, pewnie sam Ci wszystko opowie w swoim czasie, a teraz chodź się przygotować. Trzeba zrobić Cię na bóstwo! – Na samym końcu zapiszczała jak mała dziewczynka, która dostała nową lalkę, której żadna jej koleżanka nie ma. Czułam, że to dobrze nie mogło się skończyć.

***
- Jesteś już gotowa? – spytał mnie po raz kolejny Harry, w ciągu następnych minut. – Dziewczyny, nie męczcie jej tak, dajcie na luz.
- Musi wyglądać bosko! – powiedziała głośno Perrie, a El i Soph przytaknęły, kończąc malowanie mnie.
- Skończone – odparła z dumą Eleanor, podnosząc wysoko głowę. – Idź i baw się dobrze, Panno Bermont.
- To zabrzmiał jak rozkaz – powiedziałam z cichym śmiechem, poprawiając swoją zwiewną, czarną sukienkę i dżinsową kurtkę.
- Bo to jest rozkaz – El puściła mi oczko i pchnęła w stronę drzwi. – Idź, a nie stoisz jak ten kołek.
- Sugerujesz, że jestem sztywna? – Podniosłam zagadkowo brwi do góry.
- Tak, a teraz idź! – Z lekkim grymasem na twarzy, niepewnie chwyciłam klamkę i pociągnęłam ją do dołu i wyszłam z pokoju, niemal od razu zderzając się z Harrym, który podniósł mój podbródek i długo mi się przypatrywał.
- Wyglądasz pięknie, wiesz? – mruknął, muskając wargami mój policzek. Pod wpływem jego dotyku, zadrżałam delikatnie. – Krępujesz się mnie?
- Nnie… - odpowiedziałam mu, odchodząc od niego na kilka kroków. – Może już chodźmy?
- Nie ma się co śpieszyć. To jest nasz wieczór, sweetie – Harry z powrotem przybliżył się do mnie i odgarnął moje włosy z szyi, odsłaniając moje naznaczenie. – Niech to będzie na widoku, okay?
- Ale po co?
- Niech każdy wie, że jesteś moja i tylko moja i że inni mężczyźni mają się do Ciebie nie zbliżać, inaczej trwale uszkodzę, rozumiesz? – Jego groza w głosie mnie przerażała, ale miałam dziwne odczucie, że Harry dobrze się mną zaopiekuje, czyli tak, jak mówiła mi Perrie.
- Tak – Skinęłam głową.
- Super, przynajmniej w jednym się zgadzamy i przy okazji… - Harry przybliżył twarz do mojej tak blisko, że niemal stykaliśmy się ustami. – Kocham tą Twoją wstydliwość, wiesz? Nawet nie zamierzaj jej zmieniać, inaczej siłą ją do Ciebie przywrócę.
- Nie jestem wstydliwa – powiedziałam odważniej, uśmiechając się złośliwie. – Jeszcze mnie nie znasz.
- Dlatego chcę Cię poznać… Jesteś bardzo interesująca i to… mnie do Ciebie przyciąga…
- Przestaniesz w końcu słodzić i pójdziemy na tą cholerną kolację? – zapytałam, tracąc powoli panowanie nad sobą. To miały być te jego teksty na podryw? Były beznadziejne.
- Wedle rozkazu – Wywróciłam oczami i udaliśmy się do samochodu, gdzie po jego odpaleniu, ruszyliśmy.


***********************************

Co będzie dalej? :D Jak zakończy się ta ich... kolacja? ^^ :D 


10 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!!! :* <3

Komentujcie <3

Hazza__69

środa, 12 marca 2014

Murder Buisness - 4. " Shock "

- Gotowa? – usłyszałam pytanie Harrego, który po raz setny zapukał do moich drzwi od pokoju. W jego głosie mogłam wyczuć frustrację i narastający gniew. Bałam się ponownie stanąć z nim twarzą w twarz. On był rasowym zabójcą. Zabijał z zimną krwią… I jak ja miałam na niego patrzeć? Jak na normalnego człowieka, którym w zasadzie nie był?
- Pprawie! – powiedziałam na tyle cicho, aby nie odkrył w jakim stanie nerwowym jestem. Nie byłam w stanie nic zrobić… Moje ręce nadal się trzęsły, a przed oczami ciągle miałam obraz martwych zbirów. 
- Pośpiesz się, nie mamy czasu – odparł, po czym dodał. – Bo jeśli coś planujesz, albo chcesz mnie wykiwać, uwierz mi : Nie uda Ci się to! Tak czy siak, znajdę Cię, tak jak Ci martwi chuje na dole – Ponownie tego dnia zadrżałam i w końcu zdołałam się spakować do końca i przełykając głośno ślinę, wyszłam ze swojej sypialni. – Nareszcie – Harry złapał mnie za ramię i ciągnął przez cały dom, opuszczając go po minucie i wpakowaliśmy się do jego czarnego Jeepa.
- Zapnij pasy – wydusiłam z siebie, opatulając się pasem. Harry tylko się zaśmiał, odpalił silnik i ruszył tak szybko, że aż wgniotło mnie w fotel. – Co zamierzasz dalej… zrobić?
- Jeszcze nie wiem – warknął, wyjmując ze schowka paczkę papierosów i wyjął jednego z opakowania, zapalił go i włożył między swoje różowe wargi. Również miałam chęć wziąć kilka porządnych sztachów, by odreagować, ale po prostu bałam się zapytać Harrego, czy da mi jednego na raty. – Co się tak gapisz? – Do mych uszu dotarło jego pytanie. Nie zdawałam sobie sprawy, że patrzyłam na niego jak szpak w dupę. Machinalnie odwróciłam od niego wzrok i wbiłam go w swoje dłonie, cała zarumieniona. – Zrób zdjęcie, będzie starczyło na dłużej – Wyczułam, że zawadiacko się uśmiecha.
- Nie… Ja… - Mój język niewyobrażalnie się plątał.
- Nie tłumacz się, wiem, że Cię pociągam. Która mnie to w tym mieście nie chce?
- Na przykład… Hmm, ja? – Ponownie na niego spojrzałam, tym razem z pogardą.
- Czyżby? A ten uroczy rumieniec na Twojej twarzy? Od tak sam się pojawił? – Puścił mi oczko.
- Zdezorientowałeś mnie i tyle – Wzruszyłam ramionami.
- Zdezorientowanie… To tak się teraz nazywa? – Styles się zaśmiał i ponownie skupił się na prowadzeniu auta, a między naszą dwójką zapanowała niezręczna cisza i przez resztę z trudem powstrzymywałam się od wybuchnięcia płaczem, na który co raz bardziej miałam ochotę.

***

- To Twój… dom? – spytałam zdziwiona, otwierając szeroko buzię. Jego lokum było chyba z dwa razy większe od mojego, a mój dom co jak co, był wyjątkowo ogromny.
- Tak i proszę Cię, zamknij tą buzię, nim wykorzystam ją do niecnych celów – Od razu złączyłam swoje wargi, na co Harry się zaśmiał. – Mieszkam tu jeszcze z czwórką przyjaciół i ich dziewczynami?
- A ty żadnej nie masz? – wyrwało mi się, nim ugryzłam się w język. Cholera, ja i ta moja dociekliwość!
- Nie, kocham swoje życie pierdolonego singla – powiedział, zabierając ode mnie torbę. Woah, co za gentleman… Jestem pod wrażeniem. – No, chyba, że zmienię swoje zasady – Styles obleciał mnie wzrokiem, przez co ponownie się zarumieniłam. – Chodź, chłopacy mieli zrobić Grilla, może załapiemy się na jakiegoś burgera.
- Nie wiem, czy ja powinnam…
- Polubią Cię – przerwał mi, kładąc rękę na moim ramieniu, którą od razu strzepnęłam.
- Nie pozwalaj sobie za bardzo – syknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Poluzuj poślady, sweetie. Musisz się rozluźnić. Jesteś teraz wolna i możesz się zabawić – sprostował i wtedy dopiero przypomniałam sobie o Joshu’ie. Czy on w ogóle przejmował się tym, jak ze mną postąpił? Czy zdawał sobie sprawę ze swojego bezdusznego czynu? Potraktował mnie śmiecia… Choć zapomnienie o nim było łatwe. Gdyby Harry mi o nim nie przypomniał, nawet nie przyszedłby mi on na myśl…
- Może masz rację, ale…
- Żadnych ale, koniec wspominania o tej kupie gówna, który był kiedyś Twoim chłopakiem.
- Nic o nim nie wiesz – fuknęłam, spoglądając na niego z piorunami.
- Wiem o nim więcej, niż to sobie wyobrażasz. Jest jeszcze większym chujem, niż ja, a trudno mnie pokonać – stwierdził, ponownie zarzucając na mnie rękę, lecz tym razem jej nie strzepnęłam. I tak by nie odpuścił. – Widzę, że szybko robisz postępy – Zostawiłam to bez komentarza i w końcu ruszyliśmy ku domowi, skręcając ku ogrodowi, z którego dosłyszałam głośne śmiechy i rozmowy, a nad niebem unosiła się kupka dymku.
- Widzę, że impreza się rozkręca! Wyszedłem tylko na godzinę! – krzyknął Harry wesoło, co bardzo mnie zaskoczyło. Harry był radosny?

Wszystkie spojrzenia zebranych padły na nas, a dokładniej na mnie, ilustrując mnie od góry do dołu. Skuliłam się w ramionach Harrego, przylegając do jego torsu. Koledzy Harrego byli… Wow. Każdy miał w sobie coś, co powalało mnie na kolana. Ten mulat miał wyjątkową i rzadko spotykaną urodę, blondyn piękny uśmiech, a pozostała dwójka miała boskie tatuaże. Harry też je miał i wyglądał zabójczo.

Wraz z nimi były trzy dziewczyny o urodzie, której każda może im pozazdrościć, a ja szczególnie. Stojąca obok mulata blondynka, była po prostu prześliczna.
Była niewysoka, mocno umalowana i ubrana w zwiewną niebiesko białą sukienkę, a do niej sandałki na obcasie.
Dwie kolejne siedzące obok tych od tatuaży, również były ładne, a ich figura przyprawiała mnie o febrę. 


Zdecydowanie nie pasowałam do tego grona.

Oni byli zbyt idealni, a ja zbyt pełna wad

- No musieliśmy jakoś zacząć – powiedział blondyn, popijając piwo z butelki. – W końcu nasza zguba się znalazła.
- Że co? – zapytałam zdezorientowana, patrząc strapiona na Harrego, po czym dodałam szeptem. – O czym on mówi?
- O niczym – odparł Harry wymijająco i zwrócił się do wszystkich głośniej. – To Dexie, ale chyba już o tym wiecie.
- No tak… Przez trzy miesiące się szukaliśmy, wiesz? – Mulat popatrzył na mnie przelotowo.
- Ehm… Niezbyt wiem, o co w tym wszystkim chodzi – przyznałam, będąc lekko zagubiona.
- To ty nic jej nie powiedziałeś? – odezwał się ponownie blondyn, zdziwiony.
- Nawet nie zdążyłem, bo ktoś musiał mnie śledzić i wybuchła mała strzelanina – powiedział Harry z uśmiechem.
- Strzelanina?! Miałeś być dyskretny!
- Ludzie Blaise’a pewnie mnie obserwowali od momentu, gdy stąd wyjechałem.
- To niemożliwe. Ten teren strzeżony przez naszych ludzi – odparł mulat, przytulając do siebie blondynkę.
- Zayn, może oprowadzę Dexie z dziewczynami po domu i pokażę jej, który jest jej pokój? – mruknęła blondynka, uśmiechając się delikatnie do niego. Zayn po chwili namysłu pokiwał głową i cmoknął ją w usta, wypuszczając z objęć.
- Chodź – Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie miło i zabrała torbę od Harrego, na którego sekundę później spojrzałam pytająco.
- Idź, przyjdę do Ciebie później – szepnął mi na ucho i musnął moją skroń. Nie patrząc na pozostałych, poszłam z blondynką i pozostałymi dziewczynami do środka domu, który po prostu zwalił mnie z nóg. Nigdy nie powiedziałabym, że byłby w nim taki perfekcyjny porządek, a czystość błyszczałaby w promieniach słońca.

Chyba właśnie zamieszkałam z pedantami…

- Pewnie musisz się czuć teraz nieswojo, co nie? – zapytała mnie blondynka, prowadząc nas do kuchni, gdzie się w końcu zatrzymałyśmy. – Jestem Perrie, to Eleanor – Wskazała na brunetkę, która słodko się uśmiechnęła. – A to Sophia – Pokazała na drugą, która wesoło mi pomachała.
Oh, tego się nie spodziewałam.
- Kim byli Ci ludzie, którzy napadli na mnie i Harrego? – spytałam je cicho, zakładając ręce.
- Wspólnicy Blaise’a, miejscowego gangu. Od zawsze czekali na moment, aby dobrać się do nas – powiedziała Sophia, siadając na blacie.
- Ale co ja mam do tego? Przecież nic takiego nie robiłam, no chyba, że o czymś nie wiem – odparłam, lekko oburzona.
- Ty nic nie zrobiłaś, tylko Twój chłopak Joshua – Na wzmiankę o Joshu’ie, Perrie się skrzywiła.
- Były chłopak – poprawiłam je z przekąsem.
- Dlaczego?
- Wczoraj przyłapałam go na zdradzie z moją najlepszą przyjaciółką.
- Nic nowego – Prychnęła Eleanor, wywracając oczami.
- Co? O czym ty mówisz? – zapytałam oniemiała.
- Nie wiem, czy to jest odpowiedni moment aby o tym mówić, skarbie – powiedziała Perrie. – Powinnaś się przespać lub coś…
- Nie jestem zmęczona tylko zszokowana tym… wszystkim. Za dużo już się wydarzyło tego dnia. Nie wiem o co chodzi, dlaczego Ci goście kręcą się wokół mojego tyłka i czego ode mnie chcą. To jest naprawdę frustrujące!
- Harry wytłumaczy Ci wszystko w swoim czasie, zobaczysz – zapewniła mnie Sophia z pocieszającym uśmiechem. – Chcesz coś zjeść?

***

Do końca dnia każdy unikał tematu tego, co się dzisiaj wydarzyło, a chłopacy w ogóle się nawet do mnie nie zbliżali. Co to miało być? Co się takiego wydarzyło, że bali się do mnie normalnie zagadać? Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że z biegiem kolejnych dni miało być jeszcze gorzej…

Jedynym sukcesem tego pieprzonego dnia było odkrycie pełnych imion pozostałej czwórki przyjaciół Harrego. Mulat miał na imię Zayn Malik, blondyn Niall Horan, chłopak Eleanor Louis Tomlinson, a Liam Payne był drugą połówką Sophii. Od lat się znali i praktycznie się nie rozstają. Oni byli jak rodzina, której nigdy nie miałam…

Wieczorem, gdy już wszyscy prawie spali ( lub udawali albo robili dzikie rzeczy ), wybrałam się na poszukiwanie łazienki. Dom był chorobliwie duży i było to naprawdę trudne. W końcu jakąś znalazłam i z cichym pukaniem, zajrzałam do środka. Takiego widoku to ja nigdy bym się nie spodziewała.
Po środku ogromnej łazienki, stał Harry z zawieszonym ręcznikiem na biodrach i mokrymi włosami, które opadały mu na odprężoną, bez skazy twarz.
Po obejrzeniu go dokładnie, mogłam stwierdzić, że miał masę tatuaży, których sensu nie rozumiałam, ale bardzo mi się podobały, lecz na pierwszy rzut odznaczały się jego mięśnie. Kaloryfer na jego brzuchu dostrzegłam z drugiego końca łazienki, a jego bicepsy przyprawiały mnie o przyjemny dreszczyk… Stop! Czerwone światło! Alarm!
- Jja… przepraszam, nie wiedziałam, że tu jesteś… - odparłam speszona i gdy już chciałam zamknąć drzwi, a byłam naprawdę blisko, powstrzymał mnie zachrypnięty głos Harrego.
- Chodź tu do mnie - A ja zamarłam w miejscu.


*********************************
Siemka, moi kochani czytelnicy! I jak się podobało? :) 

Mam do was prośbę : Wchodźcie i komentujcie nie tylko moje opowiadanie na tej stronie :D Oprócz mnie są jeszcze tu trzy dziewczyny, które tu piszą. :) 


7 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!!! :* <3

Komentujcie <3

Hazza__69