Translate

wtorek, 25 lutego 2014

Murder Buisness - 2. " Did you get scared of me? "

Do domu wbiegłam cała zdyszana i niemal od razu zatrzasnęłam drzwi na zatrzaski. Całe wydarzenie z przed kilku minut wstrząsnęło mną całkowicie i nie mogłam się pozbierać.

Ten chłopak zabił człowieka! Może i chciał zrobić mi krzywdę, ale był istotą żyjącą, a on uśmiercił go od tak, jednym strzałem z pistoletu. Od tego momentu moje życie miało zamienić się w istne piekło, pełne bólu i rozpaczy związanym z tajemniczym chłopakiem z brązowymi lokami.

***

Następnego dnia rano było ze mną już odrobinę lepiej. Wszystkie emocje opadły, lecz wszystko zaczęło do mnie docierać. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zdałam sobie sprawę, że nie byłam w pokoju sama.

W kącie pomieszczenia, na bujanym fotelu siedział wysoki chłopak, odziany w czarne rurki, biały sweter, pod którym miał szary podkoszulek, na stopach miał biało zielone air maxy, a na jego włosach była zawinięta amerykańska bandana.
- Co ty tu robisz?! - krzyknęłam do chłopaka z lokami, zasłaniając się kołdrą, gdyż miałam na sobie tylko kusy top i bokserki.
- Przestraszyłaś się mnie? - zapytał głębokim tonem, wstał i zaczął powoli do podchodzić do łóżka, na którym leżałam. Wyszłam z niego jak oparzona z piskiem i w trybie natychmiastowym nałożyłam na siebie szarą bluzę Leakers.

- Jak tu wszedłeś? Skąd wiesz, gdzie mieszkam!? – krzyknęłam, oddalając się od niego.
- Musisz nauczyć się zamykać drzwi, skarbie. Każdy by się tu dostał.
- Czego chcesz? – zapytałam, przechodząc przez łóżko, próbując się dostać do drzwi, lecz on to zauważył i natychmiast zatorował mi drogę, powalając na podłogę. Krzyknęłam cicho i bacznie obserwowałam każdy jego ruch.
Lokers z gorzkim uśmiechem znalazł się nade mną i głęboko patrząc w moje oczy, głaskał moją talię, a później i wewnętrzną stronę mojego uda. Machinalnie zacisnęłam nogi i kilka razy próbowałam zepchnąć go z siebie. Ten jednak był wytrwały i zacięty. Chłopak chwycił moje ręce i rozstawił je po obu stronach głowy, po czym jego twarz pochyliła się ku mojej szyi i po sekundzie czułam wargi zielonookiego na swoim czułym punkcie. Zawiłam się pod nim delikatnie, wykręcając głowę w różne strony, by po prostu przestał.
- Przestań się wierzgać, suko – warknął w moją szyję i mocno ją ugryzł, na co ja głośno jęknęłam. – No chyba, że chcesz bym zrobił Ci krzywdę i obił Ci tą piękną mordkę, co?
- Pierdol się – splunęłam, kopiąc go kolanem w krocze, a następnie pięścią w brzuch. Chłopak zwinął się z bólu, padając na dywan, a ja wykorzystując okazję podniosłam się i wybiegłam z pokoju jak antylopa. Z przerażeniem szukałam czegoś, czym mogłabym się obronić, ale nic poza nożem, widelcem i łyżką nie miałam.
- Nie uda Ci się uciec, kochanie! – Usłyszałam jego głos daleko za swoimi plecami. Miałam to szczęście, że mój dom był ogromny, bo odziedziczyłam go po swoich zmarłych rodzicach i miałam w nim mnóstwo kryjówek. Tym razem zdecydowałam się na suszarnię, w której miałam schowek i w nim się schowałam, kuląc się w kącie pomieszczenia. Było tam ciemno, zimno i pachniało proszkiem do prania. – Bawimy się w kotka i myszkę? Kocham tą grę! – Słyszałam go co raz bliżej, przez co dostawałam dreszczy. – Gdzie jesteś, Diexie?! Czyżby… Tutaj?! – Z innego pokoju dobiegł huk, przez co na moją twarz wszedł uśmiech. – A może… tu!? – I drzwi do suszarni zostały wyważone. Na moment przestałam oddychać i z rosnącym zdenerwowaniem przysłuchiwałam się donośnym krokom chłopaka. – To trzech razy sztuka, prawda? No, gdzie się ukrywasz moja słodka Diexie? Czy jesteś… Tu?! – Drzwi od schowka walnęły o ścianę, a mną mocno wzdrygnęło i zwinęłam się w kłębek jeszcze bardziej. – Dzień Dobry, Diexie. Na czym my to skończyliśmy?
- Zostaw mnie – powiedziałam drżącym głosem, przylegając płasko do brukowej ściany. – Proszę…
- Boisz się mnie? Takiego grzecznego chłopca? – Usłyszałam jak głośno się zaśmiał i poczułam jego mocny chwyt na swoich ramionach. Pisnęłam donośnie, próbując się mu wyrwać i ponownie uciec, ale tym razem przerzucił mnie przez swoje ramię i szedł przez mój dom szybko i sprawnie.
- Puść mnie, ty cholerny zboczeńcu! – krzyknęłam, bijąc jego plecami pięściami, lecz nie zareagował. – Puść! Jesteś głuchy!?
- Możesz przestać drzeć tą swoją mordę?! – wrzasnął, rzucając mnie na kanapę w salonie, po czym zgromił mnie swoim wzrokiem. Po jego zielonych oczach śmigały błyskawice, a ja od razu ucichłam. – Zachowujesz się jak jakaś idiotka!
- To nie ja wkradłam się do zupełnie obcego domu i obserwowałam, jak ktoś śpi. To dziwne – odparłam, trzęsąc się.
- Dla Ciebie może to jest nowość, ale dla mnie nie. Spodziewaj się mnie tu częściej. Podoba mi się tu – Chłopak opadł na miejsce tuż obok mnie i obleciał wzrokiem moje ciało. – A ty jesteś mega seksowna. Co ten pierdolony Joshua zrobił? Na jego miejscu zamknąłbym Cię w domu, z dala od innych, napalonych mężczyzn.
- Nie obchodzi mnie on i co z nim się dzieje – prychnęłam, rumieniąc się delikatnie na dźwięk jego słów. – To on mnie zdradził, a nie ja jego.
- Jego strata… - Ręka Harrego znalazła się na moim udzie i powoli zmierzała ona pod bluzę. Zastygłam i patrząc na to przerażona, nie próbowałam go powstrzymać. Jeszcze by mnie uderzył, czy coś… - A dla mnie okazja do fajnej zabawy.
- Zostaw mnie – poprosiłam go przez zaciśnięte zęby. – Ja nie chcę…
- Spokojnie, nic Ci nie zrobię – Chłopak położył palec na moich ustach. – Znalazłem Cię z innego powodu.
- Znalazłeś?
- Myślisz, że nie mam co robić, tylko siedzieć w domu jakiejś pierwszej lepszej dziewczyny? – Parsknął i dodał po namyśle. – Ale ty mi się podobasz i zostanę w Cheshire na dłużej.
- Kim ty do jasnej cholery jesteś? – zapytałam go, zabierając jego rękę, która zbliżała się do mojej świętości. Nawet Joshua nie miał do niej dostępu. Czekaliśmy z seksem do ślubu, tak jak powinno być… Może dlatego mnie zdradził? Że nie dawałam mu pobzykać? Dlaczego od razu na to nie wpadłam?!
- Może zadaj te pytanie inaczej? Dlaczego do jasnej cholery mnie nie znasz? – uśmiechnął się gorzko.
- Musisz być taki cwany? 


- To cały ja – uśmiechnął się jeszcze szerzej, a w jego policzkach ukazały się dołeczki. – Jestem Harry Styles, a ty będziesz moja, sweetie








----------------------------------------------

Dzień dobry, kochani moi! Co u was słychać? Jak wrażenia po rozdziale? Harry mnie przeraża.. o_O. xd


5 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!! :* <3

Komentujcie <3


Hazza__69

piątek, 21 lutego 2014

Mechaniczny Anioł.- Prolog

Londyn kwiecień 1878 
Demon już leżał zwinięty w kłębek Zaynowi Malikowi w ostatniej chwili udało mu się wyszarpnąć sztylet. Żrąca krew demona zaczęła wyżerać sztylet. Zay zaklął i odrzucił broń i zaczęła dymić. Demon oczywiście zniknął wrócił do swojego demonicznego świata. Li! - krzyknął Zay, odwracając się. - Widziałeś to? Zabity jednym ciosem- Niestety nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Był pewny że jego partner stał za jego plecami. Teraz był sam na środku ulicy. Ode chciało mu się wszystkiego bo ni mógł się przed nikim popisać. Odwracał się w każdą stronę ale po Liamie nie było żadnego śladu. Może wrócił na lepiej oświetloną Narrow Street? Skierował się w stronę, z której przyszedł. Ulica był wąska i zabudowana krzywymi drewnianymi domami. Teraz wyglądała na opustoszałą. Zay lubił tą okolicę ale nie tylko on. Marynarze też upodobali sobie tą okolicę, w związku z czym roiło się tutaj od szulerni, palarni opium i burdeli.
Rękawem płaszcza wytarł z twarzy piekącą posokę. Na materiale zostały zielone i czarne plamy. Na wierzchu dłoni też miał paskudną ranę. Przydałby mu się Znak Uzdrawiający. Najlepiej zrobiony przez Eleanor, wyspecjalizowaną w rysowaniu iratze. Nagle z mroku wyłoniła się jakaś postać i ruszyła w jego stronę. Po chwili okazało się, że Przyziemny, policjant w hełmie w kształcie dzwonu. Gapił się na Zaya, a raczej przez niego. Raptem ogarnęła go chęć, żeby wyrwać rewirowemu pałkę, a potem obserwować, jak biedak rozgląda się w osłupieniu. Jednakże już kilka razy zdarzyło się, że Li go zbeształ za takie głupie zabawy i choć Zay nie do końca potrafił zrozumieć obiekcje przyjaciela, wolał go nie denerwować. Policjant wzruszył ramionami i minął Zaya, kręcąc głową i mamrocząc pod nosem, że powinien zrezygnować z dżinu, jeśli nie chce mieć omamów. Will odsunął się, żeby go przepuścić, i zawołał: - Liamie Jamsie Payne! Li! Gdzie jesteś, ty nielojalny draniu? Tym razem dobiegła go cicha odpowiedź: - Tutaj. Idź za magicznym światłem. Zay ruszył w stronę głosu, dochodzącego z ciemnego przejścia między dwoma magazynami. W mroku była widoczna słaba poświata, niczym skaczący błędny ognik. - Nie słyszałeś mnie wcześniej? Shax myślał, że dostanie mnie tymi swoimi cholernie wielkimi szczypcami, ale zapędziłem go w zaułek... - Tak, słyszałem. - Młodzieniec, który pojawił się u wylotu uliczki, był w świetle lampy bardzo blady... bledszy niż zwykle, czyli wyjątkowo blady. Nie miał nakrycia głowy, przez co uwagę natychmiast przyciągały jego włosy o dziwnym jasnosrebrnym kolorze, jak świeżo bitego szylinga. Drobna twarz była kanciasta i tylko lekko skośne oczy, również srebrne, zdradzały pochodzenie chłopaka. Na przodzie jego białej koszuli widniały ciemne plamy, dłonie były umazane na czerwono. Zay zmartwiał. - Krwawisz. Co się stało? - Li niedbale machnął ręką. - To nie moja krew. - Skinął głową, wskazując za siebie. - Jej.
Zay spojrzał w głąb ciemnego zaułka. W jego drugim końcu dostrzegł leżący, skulony kształt, zaledwie cień pośród mroku, ale kiedy wytężył wzrok, dostrzegł zarys białej ręki i kosmyk jasnych włosów. - Martwa kobieta? - zapytał. - Przyziemna? - Dziewczyna. Nie więcej jak czternaście lat. Zay zaklął głośno i siarczyście. Li czekał cierpliwie. - Gdybyśmy trafili tutaj chwilę wcześniej... - powiedział w końcu Zay. - Ten przeklęty demon... - To dziwna sprawa - przerwał mu Li, marszcząc brwi. - Nie sądzę, żeby to była robota demona. Shaxy są pasożytami. Ten powinien raczej zaciągnąć ofiarę do swojego legowiska, żeby złożyć jaja w jej skórze, dopóki jeszcze żyła. Ale ta dziewczyna... została zabita nożem. Dźgnięto ją wiele razy. I nie sądzę, żeby stało się to w tym miejscu. W zaułku jest za mało krwi. Myślę, że zaatakowano ją gdzie indziej, a potem ona dowlokła się tutaj i umarła od ran. Zay zacisnął usta. - Ale Shax... - Mówię ci, że według mnie nie zrobił tego Shax. Myślę, że polował na nią z jakiegoś powodu albo z czyjegoś polecenia. - Shaxy mają świetny węch – przyznał Zay. - Słyszałem, że czarownicy wykorzystują je do tropienia zaginionych. A ten zachowywał się, jakby miał określony cel. - Spojrzał ponad ramieniem Li na żałosną postać leżącą w zaułku. - Nie znalazłeś broni? - Znalazłem. - Li wyjął z kieszeni przedmiot owinięty w białe płótno. - To rodzaj mizerykordii albo noża myśliwskiego. Popatrz, jakie ma cienkie ostrze. Zay wziął broń do ręki. Ostrze rzeczywiście było cienkie, natomiast rękojeść zrobiono z wypolerowanej kości; jedno i drugie było poplamione zaschniętą krwią. Zay zmarszczył brwi i potarł nożem o szorstki materiał rękawa, aż ukazał się symbol wypalony na klindze: dwa węże połykające nawzajem swoje ogony i tworzące idealny krąg. - Ouroboros - stwierdził Li, pochylając się nad nożem. - Podwójny. Jak myślisz, co to znaczy? - Koniec świata - odparł Zay, patrząc na sztylet. W kąciku jego ust zatańczył uśmieszek. - I początek.
Li zmarszczył brwi. - Rozumiem symbolikę, Zayn. Chodziło mi o to, co według ciebie oznacza obecność tego znaku na nożu. Wiatr od rzeki zmierzwił włosy Zaya. Chłopak odgarnął je z oczu niecierpliwym gestem i wrócił do studiowania sztyletu. - To symbol alchemiczny, a nie czarowników czy Podziemnych. Zwykle oznacza ludzi, głupich Przyziemnych, którzy myślą, że zabawy z magią to bilet do bogactwa i sławy. - Takich, którzy zwykle kończą jako stosik zakrwawionych szmat wewnątrz pentagramu - stwierdził ponurym tonem Li. - I takich, którzy lubią kręcić się po okolicach naszego miasta odwiedzanych przez Podziemnych. - Wytarłszy starannie chusteczką ostrze, Will schował nóż do kieszeni kurtki. - Myślisz, że Charlotte pozwoli mi poprowadzić dochodzenie? - Uważasz, że można ci zaufać w Podziemnym Świecie? Szulernie, gniazda rozpusty, kobiety lekkich obyczajów... Zay uśmiechnął się, niczym Lucyfer tuż przed upadkiem z nieba. - Sądzisz, że jutro to za wcześnie, żeby rozpocząć poszukiwania? Li westchnął. - Rób, jak chcesz, Zay. Zawsze tak postępujesz.

Southampton, maj
Jak sięgnąć pamięcią, Alice zawsze kochała mechanicznego anioła. Kiedyś należał do jej matki; nosiła go aż do śmierci. Potem leżał w szkatułce na biżuterię, aż jej brat Christopher wyjął go pewnego dnia, żeby sprawdzić, czy nadal działa. Anioł był wielkości małego palca Alice: mosiężny posążek ze złożonymi brązowymi skrzydłami nie większymi od skrzydełek świerszcza. Miał delikatną metalową twarz, zamknięte oczy w kształcie półksiężyców i ręce skrzyżowane z przodu na mieczu. Cienki łańcuszek umożliwiał noszenie go na szyi jak medalion. W środku musiał znajdować się werk, bo kiedy Alice przystawiała go do ucha, słyszała szmer mechanizmu podobny do tykania zegarka. Chris aż krzyknął ze zdumienia, że po tylu latach urządzenie nadal pracuje. Na próżno szukał jakiegoś pokrętła, śrubki czy innego sposobu nakręcania anioła. W końcu wzruszył ramionami i oddał anioła siostrze. Od tamtej chwili Alice nie zdejmowała go z szyi. Nawet kiedy spała, aniołek leżał na jej piersi. Jego równomierne tik–tak, tik–tak było niczym bicie drugiego serca. Teraz, kiedy Main lawirował między innymi masywnymi parowcami, szukając miejsca w porcie, trzymała go w palcach. Chris uparł się, żeby przyjechała do Southampton zamiast do Liverpoolu, dokąd zawijała większość transatlantyków. Twierdził, że jest to dużo przyjemniejsze miasto, więc Alice trochę rozczarował pierwszy obraz Anglii. Było szaro i ponuro. Deszcz bębnił o iglice odległego kościoła, czarny dym buchający z kominów statków zasnuwał już i tak ołowiane niebo. Na nabrzeżu czekał tłum ludzi w ciemnych ubraniach, z parasolami w rękach. Alice wytężyła wzrok, próbując dojrzeć wśród nich brata, ale mgła i wyziewy okazały się zbyt gęste, żeby mogła odróżnić szczegóły. Zadrżała. Wiatr wiejący od morza był przenikliwie chłodny. We wszystkich listach Chris pisał, że Londyn jest piękny, że codziennie świeci w nim słońce. Alice pomyślała z nadzieją, że w stolicy pogoda okaże się lepsza niż tutaj, bo nie miała żadnych ciepłych ubrań oprócz wełnianego szala, który należał do ciotki Jenifer, i pary rękawiczek. Sprzedała większość rzeczy, żeby zapłacić za pogrzeb ciotki, była bowiem przekonana, że brat kupi jej co trzeba, kiedy zamieszka z nim w Londynie. Nagle rozbrzmiał okrzyk. Main o czarnym i lśniącym od deszczu kadłubie zarzucił kotwicę i teraz mniejsze jednostki sunęły z trudem po rozkołysanej szarej wodzie, żeby przewieźć bagaże i pasażerów na brzeg. Ludzie pośpiesznie schodzili ze statku, najwyraźniej zdesperowani, żeby poczuć pod stopami stały ląd. Zupełnie inaczej niż wtedy, gdy wypływali z Nowego Jorku, pomyślała Alice.Niebo było błękitne, grała orkiestra dęta. Chyba tylko ona nie czuła wtedy radosnego podniecenia – bo jej nie miał kto pożegnać. Kuląc się, Alice dołączyła do wysiadającego tłumu. Krople deszczu kłuły ją w gołą głowę i szyję niczym lodowate szpileczki, dłonie w lichych rękawiczkach były lepkie i wilgotne. Na nabrzeżu zaczęła gorączkowo wypatrywać Chris’a. Przez ostatnie dwa tygodnie z nikim nie rozmawiała. Na pokładzie Maina była zdana na własne towarzystwo. Już nie mogła się doczekać, żeby wreszcie zamienić z kimś słowo. Niestety, po jej bracie nie było nawet śladu. Na kei leżały stosy bagaży, najróżniejsze pudła i skrzynie, a nawet góry owoców i warzyw moknących w deszczu. Obok właśnie odbijał od brzegu parowiec zmierzający do Hawru. Przemoczeni marynarze uwijali się, pokrzykując do siebie po francusku. Alice próbowała usunąć się na bok, ale omal nie rozdeptał jej tłum pasażerów, biegnących pod wiatę dworca kolejowego. Chris’a nadal nie było nigdzie widać. – Panna Smith ? – usłyszała gardłowy głos kogoś, kto mówił z silnym akcentem. Przed Alice pojawił się mężczyzna – był rosły, odziany w obszerny czarny płaszcz, a na głowie miał wysoki kapelusz, którego rondo gromadziło wodę jak zbiornik na deszczówkę. Oczy miał mocno wyłupiaste, niemal jak u żaby, jego skóra wyglądała jak świeża blizna. Alice z trudem zwalczyła odruch, by się cofnąć. Ten człowiek znał jej nazwisko, więc musiał znać również Chris’a, prawda? Skinęła głową. Tak. – Przysłał mnie pani brat. Proszę pójść ze mną. – Gdzie jest Chris? – zapytała Alice, ale mężczyzna już ruszył przed siebie nierównym krokiem, jakby kulał od jakiejś starej rany. Po chwili wahania Alice zebrała spódnice i pośpieszyła za nim. Mężczyzna szedł szybko, lawirując wśród tłumu. Ludzie rozstępowali się na boki, narzekając na jego maniery. Alice musiała prawie biec, żeby za nim nadążyć. Raptem nieznajomy skręcił za stos pudeł i zatrzymał się przed dużym, lśniącym, czarnym powozem. Na boku wehikułu widniały czarne litery, ale deszcz i mgła były za gęste, by Alice mogła je odczytać. Drzwi pojazdu otworzyły się i ze środka wychyliła głowę kobieta. Wielki kapelusz z piórami zasłaniał jej twarz. Panna Alice Smith? Alice skinęła głową. Tymczasem mężczyzna o wyłupiastych oczach pomógł pasażerce wysiąść z powozu. Za nią pojawiła się druga kobieta. Obie natychmiast otworzyły parasolki i wbiły wzrok w Alice. Stanowiły dziwną parę. Jedna – wysoka i chuda, o kościstej, pociągłej twarzy – miała bezbarwne włosy zebrane w kok, była odziana w suknię z jaskrawofioletowego jedwabiu. Druga kobieta – niska i pulchna, o małych, głęboko osadzonych oczach miała duże dłonie w jasnoróżowych rękawiczkach, wyglądające jak kolorowe łapy. – Alice Smith, miło panią wreszcie poznać – odezwała się niższa z dwóch kobiet. – Jestem pani Black, a to moja siostra pani Dark. Pani brat przysłał nas, żebyśmy towarzyszyły pani do Londynu. Alice, mokra, zziębnięta i skonsternowana, mocniej otuliła się szalem. – Nie rozumiem. Gdzie jest Chris? Dlaczego sam nie przyjechał? – Interesy zatrzymały go w Londynie. Mortmain nie mógł się bez niego obejść. Ale brat napisał do pani list. – Pani Black podała jej zwitek papieru, mokry od deszczu. Alice wzięła go do ręki, rozwinęła i przeczytała. W krótkim liściku Nathaniel przepraszał ją, że nie przyjedzie do portu na spotkanie, ale zapewniał, że ze spokojnym sercem powierza ją opiece pani Black i pani Dark. „Nazywam je Mrocznymi Siostrami, Alic, z oczywistych powodów, a im najwyraźniej! podoba się to określenie!". Wyjaśniał również, że są to jego gospodynie i jednocześnie zaufane przyjaciółki, na których może całkowicie polegać. Te słowa ją przekonały. List z pewnością napisał Chris. Poznała charakter jego pisma, a poza tym nikt inny nie nazywał jej Alic. Przełknęła ślinę, wsunęła liścik do rękawa i odwróciła się do sióstr. – Dobrze – powiedziała, zwalczywszy uczucie rozczarowania. Nie mogła się już doczekać, żeby zobaczyć brata. – Wezwiemy tragarza po mój kufer? – Nie trzeba, nie trzeba. – Wesoły ton pani Dark przeczył jej ściągniętym rysom. – Już wysłałyśmy go przodem. I tak nie zmieściłby się w powozie. – Pstryknęła palcami, a kiedy na ten znak wyłupiasty mężczyzna wskoczył na siedzenie woźnicy, położyła dłoń na ramieniu Alice. – Chodź, dziecko. Schowajmy się przed deszczem. Kiedy Alice ruszyła w stronę powozu, popędzana kościstym uściskiem pani Dark, mgła się podniosła, odsłaniając złoty malunek na drzwiach pojazdu. Słowa „Klub Pandemonium" wiły się misternie wokół dwóch węży, które połykały nawzajem swoje ogony, tworząc krąg. Alice zmarszczyła brwi. – Co to oznacza? – Nie musi pani zaprzątać sobie tym głowy – odparła pani Black, która pierwsza wsiadła do powozu i rozpostarła spódnice na jednym z wygodnych siedzeń. Wnętrze pojazdu było bogato udekorowane, ławki wyściełane miękkim fioletowym aksamitem, w oknach zawieszono złote zasłony z frędzlami. Pani Dark pomogła Alice wsiąść, po czym sama wgramoliła się do środka i usiadła obok niej. Pani Black zamknęła drzwi za Alice, odcinając widok szarego nieba. Kiedy się uśmiechnęła, jej zęby zalśniły w mroku, jakby były z metalu. Rozgość się, Alice. Długa podróż przed nami. Alice położyła dłoń na mechanicznym aniołku zawieszonym szyi, czerpiąc otuchę z jego równomiernego tykania, gdy powóz z szarpnięciem ruszył w deszcz.
-------------------------------------
Więc o to takim cudem z jest przerobiony prolog. Miewam, że polecą hejty za to, że nie piszę tylko przerabiam ale co mam poradzić chce wam pokazać jakie książki są wspaniałe a to jest jedna z nich. Mam nadzieję, że wyszło dobrze. Resztę wstawię po  feriach bo wyjeżdżam i nie będę miała dostępu do internetu.
Maddie xoxo

2 KOMENTARZE
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
NASTĘPNY

Krótkie powitanie

Witajcie. Możecie mnie kojarzyć z dwóch blogów ( http://we-will-always-be-together-forever.blogspot.com/http://what-can-you-lose.blogspot.com/). Tym razem przypadł mi zaszczyt pracować z trzema wspaniałymi pisarkami. Zamierzam pisać ff o Zaynie.  Większość z was nie czyta książek więc też postanowiłam przerobić serię Cassandry Clare Diabelskie Maszyny na ff. Seria jest bardzo ciekawa a jak by ją przerobić na ff myślę, że to będzie cudne. Więc ja nie piszę tylko przerabiam całą książkę. Mam nadzieję, że będzie okay.
Maddie xoxo

środa, 19 lutego 2014

Murder Buisness - 1. " Hi, Sweetie "

- Zostaw mnie w spokoju, ty parszywy chuju! - krzyknęłam do Joshuy, waląc go z otwartej dłoni w twarz. Właśnie przyłapałam mojego już eks chłopaka w łóżku z blond dziwką z osiedla Cheshire, w którym mieszkałam od urodzenia. Czy to nie było absurdalne?!
- Nie zbliżaj się do mnie, ty szmaciarzu! Jesteś skończony dupkiem!
- Dexie, kochanie... - zająknął się Joshua, wybiegając za mną z sypialni w samych bokserkach.
- Ja Ci zaraz dam kurwa kochanie! To koniec, słyszysz? Koniec!
- Dexie, co ty mówisz?
- Koniec! - wrzasnęłam, zabierając swój płaszcz i wybiegłam z domu Joshuy, kierując się donikąd. 
Byliśmy ze sobą dwa lata! Jak on mi mógł to zrobić? Ja myślałam, że mi się oświadczy i spędzimy razem resztę życia, a on wystrzelił z czymś takim. To był definitywny koniec naszego związku... Nas. Ja, Dexie Bermont nie mogłam dać się zmiękczyć takiemu sukinsynowi, jak Joshua. Już nigdy nie miałam popełnić tego błędu, nigdy!
Szłam wzdłuż ulicy, szlochając cicho pod nosem odreagowując jakoś sytuację, która miała miejsce chwilę wcześniej. Nie mogłam wymazać z pamięci tego obrazu... Gdy on był na niej... Nie mogłam. To było w moich myślach jak narośl, która się we mnie zakorzeniła. Cholera, to naprawdę bolało! Nikt mnie tak nie potraktował, tym bardziej, że Joshuowi wierzyłam i mówiłam mu o wszystkim.
- Kogo my tu mamy? - usłyszałam za sobą w pewnym momencie lodowaty głos. Zatrzymałam się i cała
zesztywniałam, czując jak ktoś zbliża się do mnie wolnym krokiem, by pewnie zrobić wokół nas dramaturgię na miarę najstraszniejszych horrorów. Po kilku sekundach jego ciało przyległo do mojego tyłu. Czułam jego oddech na swojej szyi, a ręce w okolicach talii. - Co o tej porze taka piękna dziewczyna robi sama? Gdzie Twój książę Joshua, Dexie?
- Skąd znasz moje imię? I skąd wiesz, kim jest Joshua? spytałam drżącym od strachu głosem. 
- Wiem o Tobie więcej, niż się tego spodziewasz, kochanie - Jego dłoń powędrowała na moją pupę i mocno ścisnęła prawy pośladek. Jak oparzona odsunęłam się od niego, ale nie odważyłam spojrzeć się na twarz sprawcy.
- Zostaw ją, ty skurwielu! - usłyszałam kolejny męski głos, jeszcze bardziej przerażający, ale czułam, że tym razem chłopak mnie obroni i nie myliłam się. Mój wybawca zasłonił mnie swoim ciałem i padł strzał. Krzyknęłam głośno, a kolana pode mną się ugięły. Ciało sprawcy znalazło się na ziemi, zalewając krwią.
- O mój Boże... - szepnęłam do siebie, drżąc jak opętana. Spojrzałam na chłopaka, który patrzył na mnie niezbyt przyjaźnie.
- Co się tak gapisz? - zapytał pogardliwie, pochylając się nade mną. W tym czasie oceniłam, jak wygląda chłopak. Był dość wysoki, jego piękną twarz okalały brązowe loki, a zielone oczy przyglądały mi się z uwagą. Był piękny, idealny i perfekcyjny... Wszystko było na swoim miejscu, prócz charakteru.
- Ty... Zabiłeś człowieka! - krzyknęłam, przez co jego dłoń zakryła moje usta.
- Nikt nie musi o tym wiedzieć. Ty też nie powinnaś - odparł chłodno.
- Skąd on mnie znał? Co ja mu zrobiłam?
- Jesteś bardzo znana w Cheshire, Sweetie. Bardzo znana.
- Jak...?
- Twój Joshua nie umie dotrzymywać umów i tyle. Pewnie wracasz od niego?
- Tak jakby...
- Czemu tak jakby? Coś Ci zrobił? - Zauważyłam w jego oczach dziki błysk.
- Zdradził mnie - Wzruszyłam obojętnie ramionami, choć obojętne to wcale nie było. Byłam tym rozgoryczona, lecz próbowałam to ukryć. - I tak między nami się ostatnimi czasy psuło... Nie było tak jak dawniej.
- Co za sukinsyn... Całe szczęście, że tak się stało, bez obrazy, ale Joshua nie jest tak idealny jak to Ci się wydaje.
- Nikt nie jest idealny - Poczułam się trochę urażona, że wystawiał takie świadectwo o moim eks. W końcu nadal coś do niego czułam. - Kim ty jesteś?
- Twoim najgorszym snem, kochanie - Mimo ciemności, jaka panowała wokół nas, zauważyłam, że uśmiecha się złośliwie.
- Co zrobisz z... nim? - wskazałam podbródkiem na martwe ciało.
- Nie powinno Cię to obchodzić - Parsknął chłopak z lokami i wstał. - Idź do domu i nikomu nie mów, co tu się wydarzyło. Najlepiej zapomni o tym. Zrozumiałaś? - Pokiwałam nerwowo głową i chwiejnie się podniosłam z zimnej ziemi. - Jeśli piśniesz choć słowo, znajdę Cię i zabiję własnymi rękoma.
- Zrozumiałam za pierwszym razem - Prychnęłam i poprawiłam swoje ubranie
- Nie takim tonem do mnie, suko. Nie pozwalaj sobie na to zbyt wiele - syknął zielonooki, podnosząc martwe zwłoki mężczyzny. - Na co jeszcze czekasz? Spieprzaj! - Lekko oszołomiona pobiegłam przed siebie mając nadzieję, że tego wieczoru już nic mnie nie spotka i że nie ujrzę tych zielonych, pełnych grozy oczu.

-------------------------------

Pierwszy rozdział trochę krótki, ale mam nadzieję, że się spodobało :) A wiem, że moi czytelnicy lubią tego typu opowiadania :) Zapraszam również do czytania historii moich przyjaciółek :)

3 komentarze
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział! :* <3

Komentujcie <3


Hazza__69

poniedziałek, 17 lutego 2014

Powitanie

Hej :) nazywam się Klaudia, mam 14 lat i będe tu pisać moje opowiadania :> Niektórzy mogą mnie znać z bloga http://sad-beautiful-life.blogspot.com/. W tym blogu będe pisać o Louis'ie :). Dzisiaj może dam 1 rozdział albo Zwiastun, jeszcze zobacze :) mam nadzieje że wam się będzie podobać :)
Podpisywać będe się Niki :) Moje opowiadanie będe podpisywać MORE THAN THIS <3
Miłego dnia <3 xoxo

Notka Organizacyjna :)

No siemka, moi kochani :) Tak o to powstał kolejny blog z moim udziałem, lecz teraz współpracuję z trzema świetnymi pisarkami, które zgodziły się pisać ze mną tego bloga :) Mam nadzieję, że będziecie nas czytać i chętnie będzie komentować nasze opowiadania :) Mogę wam od razu powiedzieć, że mój Blog będzie o Harrym, więc będzie coś dla jego fanów, a wiem, że jest ich baaardzo dużo :D Jutro wstawię pierwszy rozdział, i na pewno was o tym poinformuję :) Będę podpisywała się Hazza__69 :) 

Do zoba! xoxo.